XY?
XY? Zamieszanie z płcią i kobiecością w sporcie. Organizm organizmowi nierówny, a niektóre bywają kapryśne
Boks kobiet to młoda olimpijska dyscyplina, ale podczas tegorocznych igrzysk w Paryżu turniejowi towarzyszyło niespotykane wcześniej zainteresowanie. Nie z powodu wysokiego poziomu walk, ale oskarżeń rzucanych wobec ostatecznych mistrzyń: Tajwanki Lin Yu-Ting oraz Algierki Imane Khelif. W wątpliwość podawano ich kobiecość, a Włoszka Angela Carini demonstracyjnie poddała pojedynek z Khelif po 40 sekundach z obawy, że zbyt mocne ciosy mogą wyrządzić jej krzywdę. Demonstracyjnie odmówiła też podania rywalce ręki (potem za to przeprosiła).
W Polsce ta gorączka się udzieliła za sprawą Julii Szeremety, która sensacyjnie zdobyła srebro w wadze do 57 kg, a w finale mierzyła się właśnie z reprezentantką Tajwanu. Przegrała wyraźnie. Zdaniem ekspertów głównie z powodu różnicy na korzyść Lin, jeśli chodzi o wzrost i zasięg ramion. Odmienna budowa ciała (pod warunkiem spełniania limitu wagi) nie jest jednak w boksie powodem do dyskwalifikacji. Co jednak nie dało do myślenia rodzimym obrońcom płci pięknej – na co dzień raczej niewrażliwym na prawa kobiet – którzy w mniej lub bardziej dosadny sposób stwierdzili, że Julia przegrała z damskim bokserem.
Twarde dowody
Zamieszania z kontestowaną kobiecością obu pięściarek pewnie by nie było, gdyby nie to, że w ub.r. zostały w trybie nagłym wykluczone z udziału w mistrzostwach świata. Jak podali organizatorzy imprezy z federacji IBA, testy, którym poddano zawodniczki, wykazały obecność chromosomu Y oznaczającego męski kariotyp. Lin z tego powodu odebrano wywalczony w ringu brązowy medal, a Khelif nie dopuszczono do pojedynku o złoto.
Nie był to ich pierwszy czempionat, są obecne w światowym kobiecym boksie od mniej więcej sześciu lat. Tak się akurat złożyło, że podczas ubiegłorocznych mistrzostw Khelif zwyciężyła w półfinale niepokonaną wcześniej w całej amatorskiej karierze Rosjankę, której rodacy rządzą IBA.