Wyglądało to, jakby komisja nie chciała, by Zbigniew Ziobro się przed nią zjawił. Bo i tak odmówiłby zeznań, za to w ramach swobodnej wypowiedzi mógłby wygłosić – przygotowaną zapewne – płomienną autolaudację, a także mowę oskarżycielską przeciw rządowi Donalda Tuska. Ziobro natomiast nie chciał dać się doprowadzić jak baranek na rzeź, występując w roli „miękiszona” czy też „fujary”.
Czytaj też: Coraz bardziej epicka sprawa Ziobry i funduszu. Tak się teraz tłumaczą hojnie obdarowani
Ziobro w kostiumie
Policji nie udało się doprowadzić Ziobry na czas (godz. 10:30) na przesłuchanie przed komisją śledczą. Nie zastała go w jego domach, a gdy tam na niego czekała, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządach PiS pojawił się w TV Republika.
Policja natychmiast tam przybyła i nie została wpuszczona. Wtedy Ziobro na antenie zadeklarował, że się oczywiście czynnościom policji podda, bo ją szanuje, funkcjonariusze mają rozkazy i muszą je wykonywać. Taki szlachetny państwowiec. Zaapelował dwukrotnie o wpuszczenie policji do gmachu. Wychodząc z budynku wśród okrzyków swoich zwolenników („policja jest nielegalna”), oświadczył dowodzącemu akcją, że poddaje się doprowadzeniu, choć komisję, zgodnie z orzeczeniem trybunału Julii Przyłębskiej, uznaje za nielegalną.
Ta jednak nie czekała na Ziobrę i szybko zakończyła posiedzenie wnioskiem o trzydziestodniowy areszt. Kiedy policja doprowadziła go na salę obrad, była już pusta.