Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakazy aresztowania premiera Beniamina Netanjahu, byłego już ministra obrony narodowej Joawa Galanta i szefa zbrojnego skrzydła Hamasu Mohammeda Deifa. Jest niemal pewne, że żadnemu z nich włos z głowy nie spadnie.
Decyzja MTK jest tyleż symboliczna, co pusta. Nie zatrzyma ani wojny, ani nie doprowadzi do wymierzenia sprawiedliwości poszukiwanym. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na decyzję wydaną w marcu zeszłego roku przez ten sam Trybunał wobec Władimira Putina – za przesiedlenia do Rosji części ludności cywilnej ze wschodniej Ukrainy. W przypadku Izraela MTK poszedł podobnym tropem. Odrzuci skargę izraelskiego rządu na to, że nie posiada w tej sprawie jurysdykcji (Izrael, podobnie jak Rosja i USA, nie ratyfikował statutu rzymskiego, będącego podstawą funkcjonowania Trybunału), bo sygnatariuszką traktatu jest Palestyna i Trybunał uznał, że ma prawo ścigać domniemane zbrodnie popełnione na jej terytorium. MTK nie odebrał też Izraelowi prawa kwestionowania jego jurysdykcji w przyszłości, co otwiera furtkę do wycofania się z tej decyzji później, choć oczywiście tego nie przesądza. – Na tym etapie nie mamy możliwości odwołania się od tej decyzji, rozstrzygnie się to dopiero podczas procesu, co może zająć całe lata – uważa adw. Ori Egoz, była obrończyni w izraelskich siłach lądowych, a także sędzia w sprawach o przestępstwa terrorystyczne w sądzie wojskowym na Zachodnim Brzegu.
Czytaj też: Premier strachu. Beniamin Netanjahu, przywódca Izraela na cenzurowanym
Za co MTK chce ścigać Netanjahu i Galanta
Izba Przygotowawcza Trybunału uznała w czwartek, że są powody, by sądzić, że izraelski premier Beniamin Netanjahu i do niedawna minister obrony w jego rządzie Joaw Galant ponoszą odpowiedzialność za „zbrodnie wojenne polegające na używaniu głodu jako metody walki oraz zbrodnie przeciwko ludzkości w postaci zabójstw, prześladowań i nieludzkich czynów”.