Dr Dominik Batorski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, wygłaszał w kwietniu podczas konferencji w Nowym Jorku referat na temat powiązań między partiami politycznymi i przedsiębiorstwami państwowymi. Do szukania tych ukrytych nici używał wyrafinowanych metod matematyczno-komputerowych, które noszą fachową nazwę Social Network Analysis (SNA – analiza sieci społecznych). Czyżby pracował dla rządu? Batorski natychmiast odpowiada na swoim blogu, sna.pl: „W związku z licznymi zapytaniami, informuję, że nie jestem autorem badań, na które powołuje się premier. I choć prowadzę badania powiązań między polityką i biznesem w Polsce, to nie są to badania robione na użytek jakiejkolwiek siły politycznej”.
W pracach, które prowadzi dr Batorski, nie ma nic sensacyjnego: – W każdym kraju biznes stara się oddziaływać na politykę, a politycy potrzebują pieniędzy na kampanie polityczne. Charakter tych oddziaływań zależy od systemu politycznego, struktury gospodarki i prawa regulującego lobbing i finansowanie partii. Wszędzie jednak istnieją obawy o zależności patologiczne – tłumaczy socjolog (odnośniki do badań prowadzonych na świecie można znaleźć na jego blogu). W tym celu w wielu krajach prowadzi się rutynowo badania odsłaniające nici łączące polityków z przedsiębiorcami (w Polsce prekursorskie prace tego typu opublikowane w 2002 r. w książce „Zjawisko klientelizmu polityczno-ekonomicznego. Systemowa analiza powiązań sieciowych na przykładzie przekształceń sektora górniczego w Polsce” przeprowadziła dr Kaja Gadowska, stypendystka „Polityki”, pracująca obecnie na Uniwersytecie Jagiellońskim).
Na pierwszy rzut starannym oględzinom poddaje się składy rad nadzorczych i zarządów firm. Odpowiedni program komputerowy potrafi narysować diagram pokazujący, które osoby tworzą „mosty” pomiędzy przedsiębiorstwami czy różnego typu instytucjami (zdarza się przecież nierzadko, że jedna osoba, np. emerytowany polityk lub urzędnik, zasiada w kilku radach). Czy to przypadek, że gdy w Stanach Zjednoczonych wybuchła afera rozporkowa, czyli romans Billa Clintona z Monicą Lewinsky, do rozwiązania kryzysu został zaangażowany Vernon Jordan? Był on w tamtym czasie najbardziej „usieciowionym” człowiekiem w USA. Inaczej: poprzez rady nadzorcze, w których zasiadał, miał dostęp praktycznie do całej elity kierującej amerykańską gospodarką.
Gdy tylko George Bush został prezydentem, zaczęły powstawać „komputerowe modele układu”, czyli analizy pokazujące związki nowego prezydenta i jego ludzi z lobby naftowym. Analizom tym towarzyszyło pytanie: czy aby te powiązania nie mają wpływu na politykę energetyczną, ekologiczną, a także pośrednio na politykę międzynarodową (zaangażowanie na Bliskim Wschodzie, polityka wobec Wenezueli)?
Choć pytania te często pozostają bez konkretnych odpowiedzi, to jednak opinia publiczna, m.in. dzięki badaniom sieci, wie więcej o swoich politykach. Jednym z narzędzi udostępniających tę wiedzę jest Internet, w którym działa serwis www.theyrule.net. Wystarczy wpisać nazwy dwóch firm, by sprawdzić, czy istnieją między nimi jakieś powiązania za pośrednictwem członków kierownictwa. Z wiedzy tej nic nie musi wynikać, choć, jak zauważa prof. Aleksander Surdej z Akademii Ekonomicznej w Krakowie: – Tak zwane zazębiające się dyrektoriaty mogą sugerować stosowanie porozumień monopolistycznych. Metody sieciowe umożliwiają także lepsze zrozumienie takich zjawisk jak centralna rola instytucji finansowych w życiu gospodarczym i działanie rynków pracy.
Wśród dawnych krajów socjalistycznych badania sieci społecznych najbardziej rozwinęły się na Węgrzech. Ale Węgrzy mieli Pála Erdősa, jednego z najgenialniejszych matematyków XX stulecia, który stworzył podwaliny matematycznej teorii sieci. Dziś tę dobrą tradycję kontynuuje Albert-László Barabási, pracujący obecnie w University of Notre-Dame w Stanach Zjednoczonych – fizyk, który nadał nowy impuls badaniom nad teorią sieci. Jego książka „Linked. The New Science of Networks” (Połączeni. Nowa nauka sieci) z 2002 r. stała się popularnonaukowym bestsellerem i została przełożona m.in. na hebrajski, chiński, japoński, turecki, fiński, koreański, oczywiście węgierski, ale nie na polski).
Od dobrej teorii krok do dobrej praktyki. Węgrzy wzięli więc pod lupę analizy sieciowej okres swojej transformacji. W ubiegłym roku ukazało się kilka ciekawych publikacji, m.in. raport „Politicized Business Ties, Hungary 1987–2006” (Upolitycznione więzi biznesowe, Węgry 1987–2006). David Stark i Balázs Vedres, autorzy raportu, stworzyli olbrzymią bazę danych. Znalazła się w niej lista wszystkich decydentów gospodarczych na Węgrzech: kierowników, członków rad i zarządów z 2,2 tys. przedsiębiorstw. Te dane uzupełniła lista wszystkich polityków wraz z partyjnymi afiliacjami, którzy pełnili funkcje publiczne, od premiera po burmistrzów, ministrów i ich zastępców oraz członków parlamentu.
Graficzną wizualizację wyników ogląda się jak dobry film animowany. W 1987 r. jeszcze nie istniały większe „układy” – tylko pięć firm miało bezpośrednie związki z politykami. Z każdym rokiem przybywa powiązań pomiędzy firmami (ruchy kapitałowe) i politykami. Sieci zaczynają gęstnieć, a po piątym roku żyją już bogatym życiem: rozpadają się na grona związane z konkretnymi ugrupowaniami, łączą się, znowu rozpadają. To doskonały materiał do dalszych analiz, które wypełnią ciekawą grafikę zapewne jeszcze ciekawszą treścią: nazwiskami, decyzjami politycznymi i gospodarczymi.
– Podobne badania można zrobić w Polsce – twierdzi dr Batorski – ale przykład węgierski pokazuje, że wymagają one olbrzymiego nakładu środków i pracy. W analizie komputerowej obowiązuje zasada „garbage in, garbage out” (wrzucisz śmiecie, dostaniesz śmiecie) – jeśli dane wejściowe nie będą nic warte, jeszcze mniej warte będą wyniki. Dlatego dr Batorski ostrzega, że do wyników analiz nad powiązaniami biznesu i polityki należy podchodzić bardzo ostrożnie. Komputerowy model rzeczywistości najczęściej dalece odbiega od samej rzeczywistości.
Istnieje jednak nowy obszar rzeczywistości – Internet, który jest doskonałym laboratorium dla badań społecznych, bo dane do analizy produkują się niejako same: wystarczy skorzystać z informacji zarejestrowanych na obsługujących sieć serwerach. Takie informacje posłużyły Batorskiemu do przebadania społeczności największego polskiego komunikatora internetowego Gadu-Gadu, z którego korzysta ponad 6 mln internautów (badania wykonano we współpracy z Gadu-Gadu, na danych anonimowych).
Specjalnie napisany przez Pawła Kucharskiego program i potężna maszyna obliczeniowa umożliwiły przeanalizowanie struktury, jaką tworzy ponad 70 mln relacji istniejących między użytkownikami komunikatora (to największe tego typu badania na świecie). Wyniki dowiodły m.in. ważności jednej z najsłynniejszych prawidłowości występujących w życiu społecznym, tzw. reguły małego świata. Sformułował ją w 1967 r. amerykański socjolog Stanley Milgram, stwierdzając na podstawie swoich badań, że dowolne dwie osoby można ze sobą połączyć łańcuchem osób, które się znają, liczącym nie więcej niż sześć osób. Tylu przeciętnie pośredników wystarczy, bym mógł wręczyć kopertę George’owi Bushowi, Benedyktowi XVI lub Jarosławowi Kaczyńskiemu. Badania dr. Batorskiego pokazały, że Milgram miał rację.
– Sieciowy model rzeczywistości społecznej i metody analizy sieciowej interesują już nie tylko poszukiwaczy układów, ale stają się głównym tematem w biznesie i teorii zarządzania – informuje dr Adam Tatarynowicz z Wydziału Strategii i Zarządzania Uniwersytetu w Maastricht w Holandii. – Na zakończonej niedawno w Filadelfii konferencji, która zgromadziła 7 tys. uczestników, mówiono głównie o wykorzystaniu modeli sieciowych w biznesie.
– Polski biznes nie jest jeszcze zbytnio zainteresowany sieciowym spojrzeniem na rzeczywistość. A szkoda – mówi Borys Stokalski, prezes firmy doradczej Infovide-Matrix. – Firma nie jest abstrakcyjnym diagramem organizacyjnym, ale żywą strukturą, w której ludzie porozumiewają się. Struktura tej komunikacji może dalece odbiegać od teoretycznego schematu, a to z kolei ma wpływ na funkcjonowanie firmy. Stokalski na łamach najnowszego, wrześniowego „Harvard Business Review Polska” spowiada się ze żmudnego procesu restrukturyzacji własnej spółki. Operacja powiodła się dopiero wówczas, gdy Łukasz Jonak, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, stworzył „komputerowy model firmowego układu”, czyli wyprodukował, stosując metodę analizy sieciowej, diagram rzeczywistej komunikacji. Dopiero ta wiedza, uzupełniona o nowe teorie zarządzania, pozwoliła dokończyć modernizację. Spółka z sukcesem wystartowała na giełdzie.
Metody badania sieci społecznych zyskują coraz większą popularność wśród badaczy różnych obszarów życia społecznego, od polityki po biznes. Popularność ta rośnie, bo rozwój elektronicznej komunikacji powoduje, że my, ludzie współcześni, posiadacze telefonów komórkowych, kart kredytowych i kont internetowych, zostawiamy coraz więcej śladów. Ślady te są idealnym surowcem dla badaczy. Na dodatek nieustannie rośnie moc obliczeniowa komputerów, umożliwiająca przetworzenie olbrzymiej ilości danych.
Trudno się też dziwić, że coraz bardziej łakomym okiem na metody te patrzą służby policyjne i wywiadowcze. O ich wykorzystaniu poinformował na łamach „Rzeczpospolitej” prokurator Jerzy Engelking – to opracowany przez śląskich prokuratorów program „de’billing” (cóż za nazwa!) naprowadził, na podstawie analizy billingów telefonicznych, na trop Janusza Kaczmarka i jego sieci powiązań. Niebawem prokuratorzy mają wzbogacić się o kolejne, potężne narzędzia informatyczne.
Nadchodzi więc kres układu? Naukowcy boją się takiego myślenia, bo – jak pisze dr Batorski na swym blogu: „Praktycznie wszędzie moglibyśmy dopatrzyć się jakiegoś układu, bo cała rzeczywistość społeczna ma charakter sieciowy i na co dzień funkcjonujemy w różnego rodzaju sieciach relacji, powiązań i komunikacji. Samo jednak istnienie takich układów nie znaczy, że są one patologią”.
– Najgorsza byłaby kompromitacja metody badawczej przez jej upolitycznienie – wyznaje Łukasz Jonak. – Podobne problemy mają naukowcy w Stanach Zjednoczonych, którym przyczepia się etykietę, że SNA=NSA (NSA, National Security Agency – supertajna agencja bezpieczeństwa, zajmująca się podsłuchem elektronicznym i analizą danych, m.in. od operatorów telekomunikacyjnych). Wszystko zależy od interpretacji wyników, a ta, jak wiemy z praktyki polskiego życia publicznego, często zależy od politycznego zamówienia.
Jeśli nawet z użyciem superprogramu analizuje się polityczną mrzonkę, to i efekt będzie do przewidzenia. Przypomnijmy: garbage in, garbage out.