Rynek

Czarny Piątek czy Dzień Bez Zakupów? Jedni kupują, inni protestują

Black Friday w Poznaniu Black Friday w Poznaniu Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl
Black Friday, dzień wkręcania konsumentów i nakłaniania do zakupów za wszelką cenę, zagościł u nas na dobre. A co z Buy Nothing Day i świadomością, do czego prowadzi nadmierna konsumpcja?

Spośród świąt, jakie przywędrowały do nas w ostatnich latach zza Oceanu, obok Halloween czy walentynek najlepiej przyjął się Black Friday, czyli „czarny piątek”. Po polsku ta nazwa brzmi dość ponuro, wszyscy więc używają jej anglojęzycznej wersji, bo to weselej i bardziej światowo. Dbają o to szczególnie handlowcy, to w końcu ich dzień. Black Friday można nazwać dniem wkręcania konsumentów i nakłaniania do zakupów za wszelka cenę. Może nawet nie za wszelką, ale za cenę promocyjną, wyjątkowo obniżoną.

Czytaj także: Black Friday po polsku, zrobieni na czarno. Polacy kochają rabaty, więc czemu nie ma euforii?

Psychomanipulacja i fizjologia

Działa tu prosty mechanizm psychomanipulacji z podręcznika psychologii konsumenckiej. Cena jest rzeczą, na którą zawsze zwracamy uwagę w pierwszej kolejności. Więc jeśli sprzedawca odpowiednio przekieruje naszą uwagę na to, jak okazyjnie możemy dokonać zakupu, odnosi sukces. Choć często dla nas jest to zysk pozorny. Trochę jak w tym dowcipie: na czym polega promocja? Na tym, że za pół ceny kupujemy to, czego w normalnych warunkach nie wzięlibyśmy nawet za darmo. Ale to już zbadano na poziomie fizjologicznym – gdy jakąś cenę uznamy za korzystną, a sprzedawca zbuduje atmosferę, która sprawi, że poczujemy, że teraz albo nigdy, wydziela się adrenalina i aktywuje w mózgu obszar nagrody, czyli doznajemy uczucia przyjemności. Jeśli nie zostanie to zablokowane przez mechanizm krytycznego myślenia, łatwo wówczas o uzależnienie, czyli zakupoholizm.

Czytaj także: Najpierw Black Friday, za chwilę święta. Pułapki sklepowych promocji

Ekscytacje Barbary i Mariana

Dlaczego jednak ostatni piątek listopada to czarny piątek, skoro handel stara się zamienić go w radosne święto zakupowe? Przydałaby się jakaś bardziej kolorowa nazwa. Sami Amerykanie się nad tym zastanawiają. Black Friday pojawił się w latach 50. ubiegłego wieku jako nazwa piątku po Święcie Dziękczynienia, które zawsze wypada w czwarty czwartek listopada. W tym dniu zaczynał się oficjalnie przedświąteczny sezon zakupowy. A ponieważ Amerykanie lubią sobie przy okazji robić długi weekend, więc mają czas by masowo ruszyć do sklepów. I to ponoć policja w Filadelfii jako pierwsza ochrzciła ten dzień czarnym piątkiem, bo miała tyle roboty z rozładowywaniem korków. Początkowo nic nie wskazywało, że handel zrobi z tego globalną markę, bo w Ameryce pojęcie „czarnego piątku” było wówczas kojarzone z kryzysem giełdowym. A jednak dziś na dźwięk Black Friday, Black Week i Cyber Monday miliony konsumentów przeżywają ekscytację z nadzieją na wyjątkowe zakupy. Zwłaszcza Barbara i Marian z reklam jednej z sieci sprzedających sprzęt AGD, którymi wypełnione są pasma reklamowe wszystkich stacji radiowych.

Czarny protest: młodzi aktywiści kontra nadmierna konsumpcja

Ale kiedy handel nakręca nasze zakupowe emocje, nie zawsze zresztą uczciwie, są tacy, którzy zamiast do sklepów wychodzą na ulice, by protestować. Taki protest w czarny piątek pod sklepem H&M w centrum Warszawy organizują młodzi aktywiści klimatyczni pod flagą Extinction Rebellion. „Zapraszamy na wyjątkową, żałobną wystawę, jakiej nie miał jeszcze żaden sklep! Dlatego, ubrane w żałobną czerń, wychodzimy do centrum miasta, żeby uświadamiać mieszkanki i mieszkańców Warszawy o prawdziwym, ukrytym koszcie wielkich przecen i zakupowego szału” – zapowiadają organizatorki protestu.

Czytaj także: Walczą o klimat, opadli z sił. „Hej, dorośli, ja mam 14 lat! Może sami byście coś zrobili?”

Takie antykonsumpcyjne protesty także nie są naszym krajowym wynalazkiem i też przywędrowały zza Oceanu. Ich organizatorzy już od lat promują Buy Nothing Day (BND), czyli Dzień bez Zakupów, którym ogłosili sobotę po Czarnym Piątku. Powodem antyczarnopiątkowych protestów jest zjawisko zwane overconsumption, czyli nadmierną konsumpcją – kupowaniem rzeczy przypadkowych, niepotrzebnych, niewiele wartych, które szybko trafią na śmietnik. Ich produkcja zostawia potężny ślad środowiskowy, podobnie jak ich utylizacja. Jedno z amerykańskich badań wykazało, że ok. 80 proc. zakupów w Black Friday jest wyrzucane bez używania lub po minimalnym użyciu. Wiadomo: easy come, easy go. 25 proc. całorocznej masy odpadów opakowaniowych trafia do śmietników między Czarnym Piątkiem a Nowym Rokiem.

Czytaj także: Temu, Shein, Aliexpress – co kupuje Polak od Chińczyków. „Tyle zamawiam, że przyjaciele się martwią”

Warto o tym pamiętać, kiedy ruszymy tropem Barbary i Mariana na zakupy. Choć ostatnio Polacy jakoś słabiej garną się do kupowania i handlowców czeka trudne zadanie. Czyżby idea odpowiedzialnej konsumpcji zapanowała w naszym kraju? Raczej inflacja i obawy o zawartość własnego portfela.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną