Gdańsk wciąż nie ma godnego muzeum sztuki współczesnej. Weźmie przykład z MSN?
Wraz z inauguracją stałej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie gdański NOMUS traci palmę pierwszeństwa. Reklamowany dotąd jako „najmłodsze muzeum sztuki nowoczesnej w Polsce”, przez ostatnie lata miał szansę stać się ważnym punktem na kulturalnej mapie kraju. Ale czy to się udało? Nazwa ma kosmopolityczny posmak. Ktoś niezorientowany mógłby pomyśleć, że chodzi o muzeum w Berlinie, Londynie czy Hongkongu. Brzmi światowo, niczym MoMA i Tate. Ale do tych stolic sztuki (wciąż) mu daleko. Sama nazwa to skrót od Nowego Muzeum Sztuki.
NOMUS, czyli nowe życie
Na wstępie trzeba jedną kwestię wyjaśnić: NOMUS nie jest osobną instytucją, tak jak np. stołeczne MSN, ale wchodzi w skład Muzeum Narodowego w Gdańsku (MNG). Jeszcze większe zaskoczenie budzi fakt, że w strukturze organizacyjnej nie jest samodzielnym oddziałem, a jedynie działem podlegającym pod Oddział Sztuki Nowoczesnej, który ma siedzibę w zupełnie innej dzielnicy. Może się od tego zakręcić w głowie. Ale po kolei.
W 2015 r. Gdańsk ogłosił plany budowy Muzeum Sztuki Współczesnej, które z czasem zostanie przemianowane na NOMUS. Wzrok lokalnych decydentów padł na tereny postoczniowe, wstępnie planowano zaadaptować klub muzyczny B90. Wielkie postindustrialne przestrzenie świetnie nadawałyby się do prezentowania sztuki, miasto widać zapragnęło mieć własne Tate Modern. Ale nie wypaliło, muzeum powstało na terenach postoczniowych znacznie mniejszych. NOMUS mieści się w budynku przy ulicy Jaracza, gdzie wcześniej przez kilkanaście lat działał Instytut Sztuki Wyspa.
Sam budynek powstał w czasach II wojny światowej.