W tym roku akademickim studenci proponują mi tematy do wykładów z filozofii. Jedna ze słuchaczek zasugerowała problem czasu. Nie wiem, czy była inspirowana bieżącymi wydarzeniami politycznymi w Polsce, ale te dostarczają znakomitego przykładu. W poprzednim felietonie zauważyłem, że kampania przed wyborami prezydenckimi (kwp – dla uproszczenia) już trwa, chociaż jeszcze się nie zaczęła. A więc coś, co ma się dopiero zdarzyć, już zachodzi wbrew powszechnemu odczuciu, że przeszłości już nie ma, przyszłości jeszcze nie ma, natomiast teraźniejszość jest ślizgającym się punktem po osi czasu. Ta konstatacja nie usprawiedliwia tego, że chociaż początek kwp został ostatecznie ustalony na 15 stycznia 2025 r., poszczególni kandydaci prowadzą działania na rzecz swojego sukcesu wyborczego. Wszyscy są aktywni, chociaż nie powinni, przynajmniej w takim stopniu, jak to czyni kandydat „bezpartyjny”, „obywatelski” i „niezależny”.
Czytaj też: Ziobro, Sokrates i Antygona. Zdumiewające, że ktoś taki był ministrem sprawiedliwości
Prezes całuje rączki
Przejazdy p. Nawrockiego są transmitowane przez TV Republika ze zdobiącą informacją „Tłumy na spotkaniu z Karolem Nawrockim”. Wiele wskazuje na to, że „tłumność” jest rezultatem stosownego operowania kamerą (jest to udane nawiązanie do tradycji TVP z czasów Gierka), a młodzież wygląda raczej na wynajętą niż spontanicznie przybyłą. To, że TV Republika od razu i z pełnym arsenałem środków wizualno-werbalnych włączyła się w propagandę na rzecz kandydata rekomendowanego przez PiS nie dziwi zważywszy, że ta stacja nie ukrywa, że p. Nawrocki ma blokować politykę zmierzającą do od-wrócenia degeneracji ustroju Polski zafundowanej przez tzw. dobrą zmianę w latach 2015–2023.
Wspomniany paradoks temporalny kwp można łatwo pokonać przez odróżnienie kampanii nieoficjalnej (pre-kampanii) i oficjalnej. Wy-bieg jest taki, że pierwsza może dziać się przed początkiem drugiej. Faktycznie, trudno oczekiwać, że kandydaci na urząd prezydenta RP ustaleni przed oficjalnym początkiem kwp będą bierni, a to samo dotyczy popierających je środowisk. Skoro jednak z góry wiadomo, że kwp de facto zacznie się wcześniej niż w momencie jej oficjalnego początku, to może lepiej nie stwarzać pozorów, ale w miarę precyzyjnie określić, jakie czynności prawno-wyborcze mogą być zrealizowane dopiero po formalnie ogłoszonej dacie.
Pewne kwestie są tak ustalone, np. rejestracja poszczególnych komitetów wyborczych. Niemniej jednak, pojawiają się niejasności. Pan Nawrocki jest urzędującym prezesem IPN i z tej racji ma rozliczne obowiązki zawodowe, np. troskę o właściwe rozumienie najnowszej historii Polski, chociażby przez promowanie podręcznika „Historia i teraźniejszość” pióra p. Roszkowskiego. Wprawdzie kandydat zarekomendowany przez stosowny Obywatelski Komitet Poparcia (ze wspomnianym autorem historycznego HiT-u w składzie) zapowiada, że weźmie urlop w dniu oficjalnego początku kwp, ale rodzi się pytane o jego status przed tą datą. Peregrynując od Wrześni do Bielska-Białej, Karol Nawrocki przebywa na urlopie bezpłatnym czy też traktuje całowanie niewieścich rączek, poklepywanie ramion męskich i ściskanie się z młodzieżą z Klubów Gazety Polskiej jako statutowe działania instytucji, którą kieruje?
Czytaj też: PiS robi dobrą minę do nie najlepszej gry
Kandydatura niebezpieczna dla Polski
Dyskutowana jest też sprawa, czy kandydaci uczestniczący w kwp powinni pozostawać na swych stanowiskach: p. Hołownia jako marszałek Sejmu, p. Nawrocki jako szef IPN, a p. Trzaskowski jako prezydent Warszawy. Pan Horała, nietuzinkowo dobrozmienny aktywista i oddany budowniczy CPK, argumentował, że wszyscy trzej powinni zrezygnować z obecnie piastowanych funkcji, ale nie uzasadnił tej opinii. Rzecz była również podniesiona w jednym z programów prowadzonych przez p. Gójską-Rachoniową pod nazwą „W punkt”, emitowanym przez TV Republika. Rzeczona jejmość punktowała, twierdząc, że rezygnacja z zajmowanych stanowisk dotyczy wszystkich kandydatów, ponieważ prowadzenie politycznej kampanii wyborczej koliduje z ich zawodowym niepolitycznym przeznaczeniem. Próbowano jej wytłumaczyć, że taki argument pasuje tylko do p. Nawrockiego, ale wyraz twarzy p. Gójskiej-Rachoniowej niekoniecznie świadczył, że rozumie, w czym rzecz. Dziwne, bo, gdy jeszcze nosiła nazwisko Hejke, miała, jak wieść niesie, bezpośredni dostęp do struktur IPN, więc powinna wiedzieć, jaki jest status prezesa tej instytucji.
Jeden z publicystów, zdecydowanie krytyczny wobec kandydatury p. Nawrockiego, napisał tak: „Myślę, że niebezpieczna dla Polski kandydatura Karola Nawrockiego krytykowana jest nieprecyzyjnie. Nie ma sensu wytykać mu, że jako prezes IPN ma zakaz prowadzenia działalności politycznej, bo przecież taki zakaz nie ma większej mocy niż konstytucyjnie gwarantowane bierne prawo wyborcze. Rzecz […] w tym […] w co [p. Nawrocki] naprawdę wierzy i komu służy. Bo że służy Kaczyńskiemu, to wiemy”. Autor tych słów sam nie jest konsekwentny, ponieważ z jednej strony utrzymuje, że nie ma sensu wytykać p. Nawrockiemu jego działalności politycznej, a z drugiej słusznie wskazuje, że jego kandydatura jest niebezpieczna dla Polski, gdyż służy dobrozmieńcom.
Wedle obecnego stanu prawnego, działalność polityczna p. Nawrockiego nie jest formalnym argumentem za jego niemożnością kandydowania na urząd prezydenta RP. Art. 11.3 ustawy o IPN głosi „Prezes Instytutu Pamięci nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością jego urzędu”. Pan Nawrocki nie należy do żadnej partii politycznej czy związku zawodowego, a trudno przyjąć, że publiczne (działalność publiczna nie jest tym samym, co polityczna) kandydowanie na stanowisko prezydenta RP jest sprzeczne z godnością urzędu prezesa IPN.
To co można i trzeba podnosić, to rzekoma bezpartyjność, obywatelskość i niezależność p. Nawrockiego. Przy czym słowo „rzekoma” jest istotne, bo wskazuje na coś, co sprawia, że kandydatura p. Nawrockiego jest niebezpieczna dla Polski.
Czytaj też: Katastrofa smoleńska, związki partnerskie i logika. Czyli jak oni argumentują
„Z Donkiem wypiłem morze piwa”
Stosunkowo duże zainteresowanie wzbudza raport o „szemranych” znajomościach p. Nawrockiego. Autor wcześniej komentowanych słów tak to ujął: „Nie ma też sensu potępiać go za znajomości z bandytami i faszystami”. Mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że waga tzw. raportu w sprawie przeszłych kontaktów towarzyskich kandydata PiS jest przeceniania, ale wcale nie jest wykluczone, że pojawią się jakieś nowe rewelacje. Nie jest takową zatrzymanie Olgierda L., podejrzanego o popełnienie kilku poważnych przestępstw. Media wskazują na jego znajomość z p. Nawrockim, ale trudno z tego czynić zarzut, o ile nie ma dodatkowych okoliczności.
Łatwo zresztą o argumenty usprawiedliwiające takowe kontakty, a nawet o sławiące w jakimś sensie. Pan Przydacz, też nietuzinkowy aktywista dobrozmienny, przydał (nomen omen) „misjonarskie” tłumaczenie znajomości p. Nawrockiego, podnosząc, że wybraniec jego partii zamierzał na-wrócić tych, którzy weszli na złą drogę. Basuje mu sam zainteresowany, twierdząc „iż „uczestniczył w procesie resocjalizacji, mówiąc do polskich więźniów i przekonując ich o tym, że zawsze jest czas na powrót do Pana Boga i do ojczyzny”.
Wszelako nie chodzi tylko o więźniów. Rzeczony raport jest ciekawy także z powodu jego autorstwa, na razie anonimowego. Ponoć PiS szuka „raportowicza” we własnych szeregach, dokładniej mówiąc w jakiejś frakcji, która miała popierać innego kandydata niż szef IPN. Inne drogi mają wieść do konfederatów, którzy chcą skompromitować p. Nawrockiego w celu odebrania mu części elektoratu prawicowego. Ponoć Prezes the Best znał raport od pewnego czasu, a jeśli tak, to rodzi się pytanie, dlaczego zdecydował się na wystawienie p. Nawrockiego. Twierdzi się, że mimo wszystko plusy „bezpartyjnego” kandydata przeważyły nad minusami związanymi z ujawnieniem jego podejrzanych znajomości. Z tym związane jest wyjaśnienie, że wczesne ujawnienie raportu ma spowodować, że sprawa stanie się mało ważna, bo przebrzmiała w decydującym momencie kwp.
Pan Morawiecki, chyba jednak zawiedziony tym, że to nie on został kandydatem PiS („ja może też bym wygrał, ale taka decyzja zapadła”) rzecz skomentował melancholijnie: „Mam nadzieję, że to [raport] po nim [p. Nawrockim] spłynie jak wo-da po kaczce”. Ryzykowne porównanie, ale słuszne, zważywszy na wielce prawdopodobne źródło cieczy. Są też tacy, jak np. p. Żaryn z Kancelarii Prezydenta czy p. Wójcik, tymczasowo pełniący funkcje p. Ziobry, którzy opowiadają, że raport jest intrygą „naszych” (tj. ich) przeciwników politycznych, ponieważ został upubliczniony zaraz na początku kwp.
Miała miejsce także swoista szopka w Sejmie. Pan Rutnicki, poseł z KO, najpierw odczytał fragmenty raportu z mównicy, a potem próbował wręczyć jego egzemplarz p. Kaczyńskiemu. W tym celu udał się w kierunku frontowej ławki po prawej, gdzie zasiada Prezes the Best. Do przekazania jednak nie doszło, ponieważ p. Błaszczak z urzędu i p. Szefernaker z obowiązku szefa kwp p. Nawrockiego, osłonili Jego Ekscelencję własnymi ciałami. Komizm całej sytuacji polegał na tym, że p. Kaczyński zna raport, a p. Rutnicki był tego świadom. Główny protek-tor p. Nawrockiego wyglądał na zadowolonego z tej sytuacji, zapewne dlatego, że daje powód do sugerowania, że zwolennicy p. Trzaskowskiego stoją za raportem. Jakiś znajomy prezesa IPN wielce wzburzył się i opublikował taki wpis: „Ciekawe co te tvnowskie i platfusowskie świnie powiedzą jak opublikuję zdjęcia z Jackiem Karnowskim i Donaldem Tuskiem. Z tym pierwszym wypiłem w SPATiFie trochę wódy, z Donkiem wypiłem morze piwa”. Zapowiada się ostra dobrozmienna kwp, nawet w przypadku wprowadzenia radykalnej prohibicji w Polsce.