Andrzej Duda chce do MKOI-u? Nawet bycie człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego nie jest tak intratne
Andrzej Duda chce do MKOI-u? Nawet bycie człowiekiem Kaczyńskiego nie jest tak intratne
Znany z wielkiej kreatywności w zarządzaniu finansami i „kapitałem ludzkim” w sferze handlu sztuką i w świecie sportu, zaprzyjaźniony z PiS prezes PKOl Radosław Piesiewicz najwyraźniej chce mieć swojego człowieka w MKOl, gdyż właśnie tytułem „spraw bieżących” poddał pod głosowanie zarządu uchwałę rekomendującą tej zacnej i dobrze płacącej instytucji dobranie do swego grona Andrzeja Dudę. Zaskoczeni, aczkolwiek lojalni działacze zrzeszeni w narodowym komitecie dużą większością głosów uchwałę przyjęli i tym to sposobem Pierwszy Narciarz RP zostanie najwyższym reprezentantem polskiego sportu na arenie globalnej. Jeśli jakiś sportowiec lub sportsmenka, działacz lub działaczka robili sobie nadzieję na to prestiżowe stanowisko, to chyba muszą się obejść smakiem.
Za to Andrzej Duda może tryskać zadowoleniem, bo tyle, co MKOl, nie zapłaci mu nikt. Nawet bycie człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego nie jest tak intratne, jak bycie człowiekiem Radosława Piesiewicza! Zadowolenie może być jednak przedwczesne. Piesiewicz opowiada, że MKOl powinien zatwierdzić członkostwo Dudy już w marcu, ale nie wiadomo, skąd taki optymizm. Może Piesiewicz „rozmawiał, z kim trzeba”? Może i rozmawiał, ale na takich wyżynach nawet legendarna sprawczość naszego turbodziałacza to za mało.
Dwa problemy Dudy
Duda, kończąc swoją drugą kadencję w roli prezydenta, staje przed dwoma problemami. Pierwszy polega na tym, że jest zbyt młody, aby popaść w błogą bezczynność. Drugi zaś polega na jego zasadniczej i uogólnionej niekompetencji, z niekompetencją językową na czele. Mimo że Duda, jak sam deklaruje, uczy się zawsze i wszędzie, to jednak nie nauczył się po angielsku. Odpadają więc wszelkie synekury międzynarodowe zależne od kochanych Amerykanów (będące wkrótce w dyspozycji ludzi Trumpa) i odpada jeżdżenie po bogatych uniwersytetach, które fundują swoim studentom spotkania z byłymi prezydentami z dalekich krajów. Nie ma też mowy o otrzymaniu posady z rekomendacji polskiego rządu. Co więc pozostaje? MKOl!
Sposób procedowania przez Piesiewicza jest żenujący, lecz skuteczny. Zamiast poważnej dyskusji „wrzutka” poza programem posiedzenia zarządu. Ale widać, że zarząd to „swoi ludzie”, bo takie traktowanie potulnie znieśli. „Za” głosowało 26 osób, „przeciw” cztery, a sześć wstrzymało się od głosu.
Szanse są niewielkie
Czy akcja się w ogóle powiedzie? Nowych członków MKOl dobiera co dwa lata. Obecny proces rekrutacyjny zakończy się prawdopodobnie w czasie igrzysk olimpijskich w Mediolanie w lutym 2026 r. Do obsadzenia będą zapewne cztery miejsca (łącznie MKOl ma 115 członków, w tym 15 honorowych). Czy Andrzej Duda ma szanse przekonać odpowiednie komisje rekrutacyjne i weryfikacyjne do swojej osoby? Czy ma jakieś argumenty poza rekomendacją PKOl? Cóż, działaczem sportowym nie był i nie jest. Poza zamiłowaniem do nart i prestiżowym statusem byłego prezydenta nic chyba za nim nie przemawia. A gdyby doszło do jakichś rozmów – formalnych lub nieformalnych – to zaraz się okaże, że bariera językowa sięga wysokości iście tyczkarskich. Należy przeto uznać, że nasz ukochany prezydent szanse ma niewielkie.
Może lepiej by zrobił, darując sobie starania, w których łatwiej mu będzie się ośmieszyć niż osiągnąć sukces. A po co Piesiewicz wypuszcza go na tę minę? Niech zgadnę. Może jest człowiekiem wielkiej wiary? A może sam chce w przyszłości zostać członkiem MKOl?
PS A oto komentarz premiera Donalda Tuska: „Źli ludzie najwyraźniej wmanewrowali Pana Prezydenta w tę olimpijską awanturę. Kiedy tylko się zorientuje, że zajął miejsce medalistce olimpijskiej, od lat aktywnej w MKOl, szanowanej i kompetentnej, z pewnością podejmie właściwą decyzję”.