We włoskiej Lombardii w ciągu kilku dni odnotowano ponad tysiąc zakażeń. Szybko powiązano je z prawdopodobnym źródłem, jakim były zorganizowane w Mediolanie dwa masowe koncerty Tylor Swift. Każdy zgromadził po 65 tys. osób, a pewnie wśród uczestników znaleźli się tacy, którzy przyszli na zabawę już z objawami infekcji.
Dla przypomnienia: koronawirus przenosi się bardzo łatwo przez górne drogi oddechowe, a więc stojąc w bliskiej odległości od zakażonej nim osoby, aspirujemy przez usta i nos (również przez śluzówki oczu) wirusa. W tłumie zebranym wokół sceny bardzo łatwo o szybką transmisję i choć na świeżym powietrzu ryzyko takie jest mniejsze niż w zamkniętej hali, to ścisk jest także czynnikiem istotnie podnoszącym zagrożenie.
Koronawirus krąży i nie przestanie
Ale o covidzie stało się głośno już tydzień temu za sprawą prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena. Komunikat dotyczący jego zdrowia odczytano jako możliwy początek końca jego kampanii wyborczej (co potwierdziło się w minioną niedzielę, niekoniecznie z powodu samego zakażenia), ale ponieważ wiadomość dotyczyła głowy światowego mocarstwa, był to także znak dla wszystkich, że nie można mówić o zakończeniu pandemii.
Światowa Organizacja Zdrowia jeszcze jej zresztą nie odwołała. Co prawda na początku maja ubiegłego roku eksperci WHO uznali, że nie stanowi ona już zagrożenia zdrowia publicznego o zasięgu globalnym, jednak masowe zakażenia SARS-CoV-2 mogą zdarzać się nadal, zwłaszcza w sezonach jesienno-zimowych lub właśnie latem, kiedy dochodzi do częstszych podróży oraz wzmożenia kontaktów towarzyskich (tu wracamy do organizowanych masowo koncertów muzycznych).