ADHD: system tego nie przewidział i zaraz pęknie. Nie ma miejsca ani dla dzieci, ani dla rodziców
ANNA J. DUDEK: Bardzo wzrosła liczba dzieci, które mają orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, zwłaszcza tych ze spektrum autyzmu. Z czego to wynika?
ŻANETA HERTZ: W ostatnich latach, także dzięki publikacjom w mediach, zwiększyła się świadomość społeczna dotycząca dzieci z szeroko pojętymi zaburzeniami neurorozwojowymi, dziś są także lepsze narzędzia diagnostyczne. To niezaprzeczalne. Na pewno wzrosła także liczba dzieci, które po prostu przejawiają społecznie niedostosowane zachowania. I jeżeli cokolwiek im w tym systemie, który jest niedoskonały i dziurawy, ma pomóc, to orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, dzięki któremu przedszkole czy szkoła może im zapewnić wsparcie w zakresie terapii. Wniosek jest prosty: lepiej mieć orzeczenie, niż nie mieć.
Czy to oznacza, że orzeczenia są naciągane? Przykładowo: dziecko nie jest w spektrum, ale ma ADHD, czyli nie jest neurotypowe, mierzy się z wyzwaniami w edukacji dostosowanej do dzieci w szeroko pojętej normie. Stwierdza się, że jest w spektrum, żeby dostało wsparcie?
Bywa tak. Wcale nierzadko. Żeby zdiagnozować spektrum lub ADHD, musi się wypowiedzieć psychiatra. Specjalista ma narzędzia, by rozpoznać, czy to ADHD, czy spektrum, czy może sprzężenie, które często występuje. Są lekarze świadomi dziur w systemie, więc zdarza się, że wydają opinię nieco na wyrost. Żeby dziecko mogło zostać objęte pomocą, której potrzebuje. Uważam, że lepiej dawać orzeczenia, niż nie dawać, bo wtedy można tego małego lub młodego człowieka objąć wsparciem.