Po zwycięstwie w dość dramatycznych okolicznościach nad Barborą Krejčíkovą Iga Świątek zmierzyła się z wielokrotną rywalką Coco Gauff. Na dotychczasowych 12 gier tylko raz zwycięska z kortu schodziła Amerykanka. Ale czy na tej podstawie można było snuć prognozy? Nie. We wtorek Coco poprawiła tę statystykę.
Świątek nierówna i niepewna
Po pierwszych piłkach można było mieć nadzieję, że to będzie mecz na znacznie wyższym poziomie. Pojawiły się długie wymiany. Obie zawodniczki były bardzo skupione. Do prawdziwego boju doszło w trzecim gemie, w którym Polce groziło przełamanie serwisu. Do breaku doszło później, w gemie siódmym. Amerykanka wykorzystała szansę i objęła prowadzenie 4:3.
Tę przewagę potwierdziła w kolejnych gemach. Wytrzymywała dłuższe wymiany, zbierała punkty po błędach Polki. Pierwszy set – 6:3 dla 20-letniej Coco. Zasłużenie, choć poziom nie był taki, jak można by sądzić po nazwiskach rywalek.
Po tradycyjnej wizycie Igi w szatni drugi set rozpoczął się lepiej dla raszynianki. Głównie dzięki nerwowości Gauff, która seryjnie myliła się przy serwowaniu. Pojawiły się pierwsze breakpointy, które w trzecim gemie pozwoliły Idze na przełamanie jej podania. Co z tego, jeśli natychmiast Polka oddała swojego gema do zera.
Gauff nie poszła za ciosem. Seryjnie popełniane podwójne błędy serwisowe pomogły Świątek wyjść na prowadzenie 4:3, by po chwili znów je stracić. Koniec końców ten set również przegrany 4:6. Poziom emocji wysoki, gry – znacznie niższy. Niestety głównie po polskiej stronie kortu. Gauff wytrzymała psychicznie swoje słabsze momenty.
Sprawy się skomplikowały
Zanim na korcie pojawiły się Świątek i Gauff, w grupie pomarańczowej spotkały się Barbora Krejčíková i Jessica Pegula.