Franciszek Smuda urodził się 22 czerwca 1948 r. w Lubomi pod Wodzisławiem, w śląskiej rodzinie. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w wodzisławskiej Odrze. „Byłem zwykłym kopaczem” – oceniał sam siebie po latach. Grał w drużynach polonijnych i zespołach niemieckich. W drugiej połowie lat 70. występował w Stanach Zjednoczonych. Przez współpracę z polonijnym biznesmenem Tedem Miodonskim stracił oszczędności życia i musiał zaczynać od zera.
Na piłkarską emeryturę odszedł w 1984 r. z Kickers Offenbach. „Walczyłem, gryzłem trawę, ale bez rezultatu. Kiedyś Dithmar Krammer, jeden ze znanych trenerów niemieckich, powiedział mi, że będę lepszym trenerem niż piłkarzem. Chwyciłem się więc tego fachu” – mówił „Polityce” w 1999 r.
Trener, który czynił cuda
Spełniło się, największe sukcesy Smuda odnosił właśnie jako trener. Ukończył słynną w Niemczech szkołę trenerską w Kolonii. W latach 90. trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski – dwa razy z Widzewem Łódź, z którym awansował także do Ligi Mistrzów (sezon 1996/1997). Do Łodzi ściągnął go Andrzej Grajewski, jeden z udziałowców klubu. Widzew uważany był wówczas za najbogatszy klub w kraju, miał też najsilniejszą drużynę. W sezonie 1995/96 polski piłkarski świat oniemiał – Widzew w 34 ligowych kolejkach nie przegrał meczu, zdobył mistrzostwo (pierwsze od 1982 r., od czasów Bońka i Smolarka), dostał się do Ligi Mistrzów (w sześciu rozegranych meczach jedno zwycięstwo i remis). W następnym sezonie łodzianie ponownie zasiedli na piłkarskim tronie. Wówczas o Smudzie zaczęto mówić, że jest genialnym trenerem i czyni cuda.
W 1998 r. przeszedł do Wisły Kraków.