Radość byłaby większa, gdyby zwycięstwo zapewniało awans do półfinału turnieju. Ale to zależało od tego, czy Coco Gauff pokona Barborę Krejčíkovą. Nie pokonała, Czeszka wygrała 2:0 w setach i odprawiła Igę do domu. Polka nie obroni więc tytułu mistrzyni WTA Finals sprzed roku, gdy wygrała w meksykańskim Cancún.
Świątek nie daje szans Kasatkinie
Po zwycięstwie w trzech setach z Krejčíkovą i porażce w dwóch z Coco Gauff naprzeciw Igi Świątek miała stanąć w czwartek Jessica Pegula. Amerykanka skreczowała jednak z powodu kontuzji kolana.
W tej sytuacji na kort wyszła jedna z dwóch rezerwowych – Daria Kasatkina, dziś dziewiąta na świecie. 27-letnia Rosjanka musiała otrzymać gwarancje bezpieczeństwa od władz Arabii Saudyjskiej przed przyjazdem do Rijadu tylko dlatego, że jest w związku z kobietą. To wiele mówi o miejscu tegorocznych finałów WTA.
Iga Świątek była skoncentrowana, na pewno chciała pokazać równiejszy poziom odbijanych piłek. Pierwsze gemy upłynęły bez historii. Wydawało się, że Rosjanka nie ma lekarstwa na Polkę. Dopiero przy stanie 5:0 Kasatkina była lepsza w swoim gemie serwisowym. Ale to była jedyna zdobycz i set zakończył się asem Świątek oraz imponującym 6:1. W drugim było jeszcze mniej emocji. 6:0 w 51 minut.
Niestety, awans do półfinału nie zależał już tylko od Świątek. Specjaliści od regulaminowych zawiłości tłumaczyli, że porażka Gauff, pewnej już zwyciężczyni grupy pomarańczowej, z Krejčíkovą daje awans Czeszce kosztem Świątek. Tak się stało.
Sabalenka do pokonania
Przed czwartkowymi grami w Rijadzie znaliśmy już rozstrzygnięcia w grupie fioletowej. Aryna Sabalenka wcześniej zapewniła sobie pierwsze miejsce. Do półfinału awansowała też Qinwen Zheng. Ciekawostką jest przegrana obecnej liderki rankingu z Jeleną Rybakiną w ostatnim grupowym meczu.
Okazuje się, że Białorusinka jest do pokonania. Być może miała odrobinę mniej motywacji, bo tak czy owak miała pewną pozycję w tabeli. Ale przecież nie odpuściła. Choćby z powodu dodatkowych 200 pkt, które pojawiłyby się przy jej nazwisku, o kilkuset tysiącach dolarów nie wspominając. Z drugiej strony Rybakina wysłała rywalkom jasny przekaz, że w nowym sezonie (pod opieką właśnie zatrudnionego Gorana Ivanisevicia) może sięgać po najwyższe cele.