Racja stanu. Nawrocki jakąś wizję ma. Czy Trzaskowski umie się jej przeciwstawić?
Wedle protokołów dyplomatycznych mężami stanu są nazywani prezydenci i ministrowie spraw zagranicznych, gdyż niejako z urzędu reprezentują stan, czyli – można powiedzieć – całe państwo i jego politykę, wszystkich, wszystkie stany. To jest taka dystynkcja formalna, bo przecież żeby zyskać taką kwalifikację, trzeba sobie naprawdę zasłużyć i ostać się w pamięci historycznej jako wyjątkowo zasłużony polityk – jako mąż stanu.
Czytaj też: PiS grozi zemstą i ma w tym swój cel. Powrót do władzy Kaczyńskiego ma się jawić jako straszny
Mąż stanu: elitarny klub
Do tego elitarnego klubu nie jest łatwo się dostać. Musi być bowiem zgoda, że mąż stanu czyni jakieś niekwestionowane dobro, że się zasłużył przyszłości. Dlatego nikt nie nazwie mężami stanu Hitlera czy Stalina, choć obydwaj wywarli olbrzymi wpływ na historię świata. Zaś przyjęło się nazywać mężami stanu Churchilla, de Gaulle’a czy Adenauera. W polskim panteonie mężów stanu jest wiele nazwisk, lista jest aktywna, bo niektórzy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Interesujące, że czasami mąż stanu nie jest wcale sprawnym politykiem. Utarło się mówić, że Ignacy Paderewski zrobił ogromnie dużo dla polskiej racji stanu już przed odrodzeniem państwa w 1918 r. i służył tej racji przez kilka dziesiątków lat. I mimo że był nawet premierem, w czynnej polityce gubił się, nie miał dobrej opinii. Ale jego