Iga Świątek wróciła i zwyciężyła! To nie był spacerek, wydobyła się „z bagna”
Po niemal dwóch miesiącach przerwy znów możemy oglądać Igę Świątek na korcie. W tym czasie działo się dużo, nie wszystko zostało wyjaśnione, ale dwa fakty są niepodważalne. Polka straciła przodownictwo na światowej liście na rzecz Aryny Sabalenki i w miejsce Tomasza Wiktorowskiego zatrudniła Wima Fissette’a. Teraz możemy się zająć tym, co najważniejsze – pracą na korcie.
Mecz z Barborą Krejčíkovą rozpoczął batalię w obronie ubiegłorocznego tytułu i, ewentualnie, o powrót na czoło rankingu. To drugie jest chyba jeszcze trudniejsze, bo zwycięskiemu marszowi Igi musiałaby towarzyszyć sportowa zapaść Aryny Sabalenki, a na to się nie zanosi. Białorusinka rozpoczęła występy w Rijadzie od pokazu mocy w pojedynku z Qinwen Zheng (6:3, 6:4).
Czytaj też: Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?
Iga cierpiała, a kibice razem z nią
Zaczęło się źle. Od błędów i dwóch przegranych gemów. Później Iga Świątek zaczęła lepiej serwować, ale początkowego przełamania serwisu nie udawało się odrobić nawet mimo trzech breakpointów w szóstym gemie. Z obu stron brakowało płynności gry. W tej sytuacji jeszcze większego znaczenia nabierało podanie. Barbora Krejčíková korzystała z pomyłek rywalki, szczególnie forhendowych. Pierwszy set zasłużenie dla Czeszki – 6:4. Iga cierpiała, a my, kibice, razem z nią. Na zewnątrz zachowywała spokój, ale jej postępowanie na korcie świadczyło o tym, że wewnątrz dzieje się bardzo dużo.
Po przerwie spędzonej przez podopieczną Wima Fissette’a jak zwykle w szatni było jeszcze gorzej.