Najpierw prawie czterogodzinny dreszczowiec rozegrany przez Magdę Linette i Sarę Torribes Tormo zakończył się szczęśliwie dla Polki wynikiem 2:1 (7:6, 2:6 i 6:4). Później Iga Świątek pokonała Paulę Badosę także 2:1 (6:3, 6:7 i 6:1). Tym samym Polska awansowała do ćwierćfinału, w którym spotka się z Czeszkami.
Czytaj też: Iga Świątek ma nowego trenera. To Belg Wim Fissette
Thrillery na początek
Na ten pojedynek czekaliśmy dwie doby. Pierwotny, środowy termin musiał być przesunięty z powodu fatalnej prognozy pogody. Nie można było jej lekceważyć, Hiszpania została przecież niedawno dotknięta ulewami i powodzią. Stąd także przed pierwszymi piłkami chwila ciszy upamiętniająca ofiary kataklizmu.
Kapitan naszej reprezentacji Dawid Celt zdecydował, że w pierwszym singlu wystąpi Magda Linette. Po drugiej stronie siatki stanęła Sara Torribes Tormo (106. w rankingu WTA). Pierwszy set zaczął się świetnie dla doświadczonej Polki, bo od wyniku 3:0 w gemach. Linette od początku grała agresywniej, często kończyła wymiany przy siatce. Tormo, znana z nieustępliwości, nie dawała jednak za wygraną i doprowadziła do wyrównania. Po następnych minutach mozolnej wymiany poznanianka serwowała przy stanie 5:3, ale jej podanie rywalka kolejny raz przełamała. O losach seta zdecydował zwycięski dla naszej reprezentantki tie-break (8:6). Być może większe zmęczenie Polki (pierwszy set trwał półtorej godziny), być może dekoncentracja, a może jedno i drugie spowodowało, że drugi set to był czas przewagi gospodyni, która zwyciężyła 6:2.
Gdy wydawało się, że decydująca partia przebiegnie według tego samego scenariusza, bo Magda przegrywała już 0:3, Polka ruszyła w pogoń. Wykrzesała ostatnie siły i doczekała się nagrody po niemal czterech godzinach na korcie (6:4 w trzecim secie). Prowadziliśmy w całym meczu 1:0.
Po krótkiej przerwie na kort wyszły liderki obu reprezentacji. Iga Świątek spotkała się z Paulą Badosą, która po długotrwałych problemach ze zdrowiem w ostatnich miesiącach wróciła do świetnej dyspozycji. Była wiceliderka zestawienia WTA jest teraz na 12. miejscu.
Prawdę mówiąc, nie tęskniliśmy za thrillerem i nie do końca to się spełniło. Do połowy seta grały gem za gem. Cieszyło, że Iga była dobrze nastawiona, błędy nie wyprowadzały jej z równowagi. Gdy przełamała podanie Badosy w siódmym gemie, na korcie rozpoczęła się jej dominacja. Pierwszy set skończył się 6:3. Po kolejnych trzech zwycięskich gemach wydawało się, że karty zostały rozdane, ale Badosa miała inne zdanie na ten temat. Wrócił jej pierwszy serwis, a po stronie Igi było coraz więcej kosztownych błędów. Tie-break 7:5 dla Hiszpanki. W decydującym secie znów przez większość czasu rządziła na korcie światowa „dwójka”, wygrała 6:1. Teraz polska drużyna spotka się z Czeszkami, które w jednej ósmej finału znalazły się dzięki wolnemu losowi.
Czytaj też: Trudno akceptujemy przegrane Igi Świątek. Jest lekiem na nasze kompleksy?
Silna Polska
Polki przyjechały do Malagi jako pretendentki do końcowego sukcesu. Przede wszystkim ze względu na udział Igi Świątek, która po dwumiesięcznej przerwie i niezbyt udanym WTA Finals nie jest zmęczona, a jest zapewne głodna gry. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku Świątek w kadrze nie było.
Co istotne, w reprezentacji prowadzonej przez Dawida Celta mamy jeszcze dwie zawodniczki z szerokiej światowej czołówki. Magda Fręch jest na 25. miejscu rankingu WTA, a Magda Linette na 38. Skład uzupełniają Maja Chwalińska i Katarzyna Kawa. Tymczasem nie wszystkie drużyny rywalek przyjechały do Hiszpanii w najmocniejszych składach.
O prestiżowy puchar walczyło 12 narodowych reprezentacji. Przed piątkowym spotkaniem Polek wiadomo było, że szanse na końcowe zwycięstwo straciły Rumunki, które uległy Japonkom, i Amerykanki, niespodziewanie gorsze od Słowaczek.
Billie Jean King Cup to rozgrywki traktowane jako nieoficjalne drużynowe mistrzostwa świata w tenisie kobiet – odpowiednik męskiego Pucharu Davisa. Historia zawodów sięga 1963 r., od kilku lat ma w nazwie nazwisko jednej z najbardziej utytułowanych tenisistek (Amerykanka Billie Jean ma 39 tytułów wielkoszlemowych w singlu, deblu i mikście). Warto jeszcze wiedzieć, że w Maladze gra się o prestiż i pieniądze, ale nie punkty rankingowe.