W czasach minionych skromne prezenty przynosił Dziadek Mróz. Dziś zamiast niego jest Remigiusz Mróz, który robi psikusy. Niezwykle poczytny autor pulpowy kryminałów i thrillerów najwyraźniej się nudzi, toteż co jakiś czas postanawia wejść w nową rolę. Kiedyś przebrał się za pisarza z Wysp Owczych, żeby napisać kryminał w zimnym i mrocznym stylu skandynawskim (zanim rzecz wyszła na jaw, wyszły trzy tomy), a teraz odział się w skórę debiutanta w szacownym wydawnictwie zajmującym się prawdziwą literaturą. „Światłoczułość” niejakiego Jakuba Jarno przeszła w zasadzie niezauważona, aż dzięki śledztwu internautów i Onetu odkryto, kim jest tajemniczy autor. Jaki był cel tej zabawy?
Czytaj też: Joanna Kuciel-Frydryszak dla „Polityki”. Młode czytelniczki świetnie odbierają „Chłopki”
Metki i etykietki
Pisanie pod pseudonimem to nic nowego, ale zwykle odbywa się w drugą stronę – uznany przez krytykę (ale uznaniem się nie najesz, o czym w „Polityce” napisały Justyna Sobolewska i Aleksandra Żelazińska) literat postanawia dorobić sobie na boku, pisząc modny erotyczny romans czy kryminał (niczym Joe Alex w czasach PRL). Czasem czytając powieść obyczajową (tzw. kobiecą), można odnieść wrażenie, że rzecz napisał mężczyzna – to właśnie takie przypadki.