Ludzie i style

Gdzie się podział smok wawelski i czym śmierdzi Kraków

Smok wawelski Smok wawelski Marek Maruszczak/AI / •
Nieszewczyk Dratewka robił średnie wrażenie – pisze Marek Maruszczak, autor książki „Głupie ptaki Polski. Przewodnik świadomego obserwatora”, humorystycznego profilu „Zwierzęta są głupie i rośliny też” i legend publikowanych na Polityka.pl.

Dawno, dawno temu, kiedy Polska była krainą magii i tajemnic, a nie żabek i kebabów, pod wzgórzem wawelskim w Krakowie mieszkał groźny smok. Poza tym, że był groźny, to był też wielki i przebiegły, wchodził więc ewidentnie władzy w kompetencje. Dlatego książę Krak, władca Krakowa, regularnie nasyłał na smoka zbirów, to znaczy rycerzy książęcych, czyli długie i dosyć zakute ramię krakowskiej władzy wykonawczej.

Smok jednak nic sobie z tych wysiłków nie robił. To znaczy robił szaszłyki, bo rycerze przychodzili zwykle z własnymi kijkami, które dla niepoznaki nazywali kopiami. Tak mijały dni i lata na wspólnych biesiadach smoka i wojaków, aż w końcu do władcy Krakowa zgłosił się pewien rzemieślnik. Nie nazwiemy go szewcem, bo zasadniczo nie miał licencji i kleił ciżmy na lewo w piwnicy.

Czytaj też: Legenda o św. Jakubie, czyli jak powstał Olsztyn (bo po co, do dzisiaj nie wiadomo)

Piwnica Pod Posłami

Nieszewczyk Dratewka robił średnie wrażenie. Metr sześćdziesiąt wzrostu, rzadki zarost i przede wszystkim rażący deficyt w zakresie kopii. – Może przynajmniej bestia sobie na tobie paluchy poparzy – mruknął książę Krak i machnął dłonią na znak, że daje Dratewce wolną rękę. W polowaniu lub byciu usmażonym.

Nieszewczyk zignorował wszystkie kpiny, kiwnął głową, zastrzygł wąsem i pospieszył do piwnicy. Nie do swojej, oczywiście, tylko do tej Pod Posłami, która później ze względu na złe skojarzenia została przechrzczona na Pod Baranami. Nieszewczyk nie wychodził z tej piwnicy siedem dni i siedem nocy, a kiedy już to zrobił, to od razu z wielkim workiem.

Poniósł ten worek Dratewka prosto pod Smoczą Jamę. Tam się zatrzymał i zaczął wyjmować z niego owce, a przynajmniej coś, co z grubsza je przypominało. Były cztery nóżki, miękka wełna, a dzięki zaszytej pozytywce zwierzaki robiły „beeee!” po naciśnięciu brzuszka. Dwóch na trzech górali by się nabrało.

Nabrał się i smok. Kiedy tylko wrócił i zobaczył rząd owieczek, zaczął je czym prędzej zjadać, gdyż był akurat między rycerzami, a regularne posiłki to klucz do regularnej pracy jelit. No i tutaj zaczynają się problemy natury żołądkowej. Kiedy tylko smok zdał sobie sprawę, że mu podsunięto produkt owcopodobny, to się biedak zagotował w głębi smoka. Z jego trzewi jęły się dobywać dźwięki straszne, przywodzące na myśl sztorm rodzący się na środku morza.

Smok czym prędzej podniósł cielsko i popędził do łazienki. Gdzieś w połowie drogi uznał jednak, że go gardło pali ciut za mocno. Zrobił więc smok w bok, prosto do płynącej obok rzeki. Potem zaczął pić. Kiedy skończył, znowu zaczął, a na koniec wziął dwa łyki, puścił bąbel niezidentyfikowaną częścią smoka i dał nura do jaskini.

Czytaj też: Bazyliszek i niezadowoleni warszawscy deweloperzy. Kto go załatwił?

Niestrawność z przerzutami na Kraków

Minął dzień, potem tydzień, miesiąc, a po smoku ani śladu. Nawet książę, który przecież był Krakusem, zaczął przebąkiwać coś o skarbie dla wybawiciela miasta. Właśnie wtedy nad Dratewką pojawiły się czarne obłoki, które wkrótce pochłonęły cały Kraków. Był też zapach zgniłych jajek, i to większy niż normalnie.

Okazało się, że smok, i owszem, został pokonany, ale wcale nie zdechł, tylko wlazł pod miasto, gdzie po dziś dzień cierpi na niestrawność z przerzutami na Kraków. Jeżeli zaś o bohatera chodzi, to w toku śledztwa wyszło, że to żaden Dratewka, tylko Miloš, pseudonim Dratwa. Uchodźca z krajów byłej Jugosławii i zbrodniarz wojenny hobbysta. Dratwa trafił więc na Montelupich do aresztu śledczego. Podobno do wyjaśnienia, ale leci mu już drugie tysiąclecie. Smok natomiast nadal popierduje siarkowymi owcami, a ze smoka z wiatrami wziął się smog nad miastem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną