Będzie mowa o p. Nawrockim, ale dla porządku dodam, że traktowanie pozostałych kandydatów do prezydentury jako bezpartyjnych, obywatelskich i (politycznie) niezależnych byłoby fikcją. Zaznaczę, że słowa „mniemany” używam w sensie „nieprawdziwy”. Tedy to, że p. Nawrocki jest bezpartyjnym, obywatelskim i niezależnym kandydatem na prezydenta, winno być uznane za cud mniemany, czyli nieprawdziwy.
Aby rzecz wyjaśnić bez metafor, powiem, że p. Nawrocki jest kandydatem partyjnym, nieobywatelskim i zależnym. Oczywiście jest prawdą, że, jak to sam mocno podkreślił w swym wystąpieniu w Sokole w Krakowie, zawsze był bezpartyjny. Wszelako „partyjny” może znaczyć „członek takiej a takiej partii politycznej” lub „osoba podzielająca poglądy takiej a takiej partii politycznej”, np. w okresie PRL było sporo bezpartyjnych komunistów, choćby w tzw. Patriotycznym Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON, lata 1981–83), ściśle współpracującym z PZPR.
Pan Nawrocki wprawdzie nigdy nie był członkiem PiS, ale od dawna podzielał stanowisko tej partii i dlatego został prezesem IPN. Sumienna realizacja dobrozmiennej polityki historycznej jest koronnym argumentem za tym, że jest politycznie zależny od partii kierowanej przez p. Kaczyńskiego (ksywy: Prezes the Best, Jego Ekscelencja).
Całkiem jednoznaczna partyjność p. Nawrockiego sprawiła, że został kandydatem na stanowisko prezydenta RP. Gdyby był rzeczywiście (a nie tylko werbalnie) niezależny i bezpartyjny, na pewno nie zdobyłby względów Prezesa the Best, co sprawiło, że wysforował się przed p.