Eksplozje wtórne i wycieki. Kto wysadził Nord Stream? Niemcy oskarżają Polskę, Rosjanie triumfują
Znów wybuchły podmorskie gazociągi Nord Stream i Nord Stream 2. Tym razem jednak eksplozji nie spowodował materiał wybuchowy, ale medialny. 14 sierpnia gazeta „Süddeutsche Zeitung”, powołując się na wspólne śledztwo z kanałem ARD TV i „Die Zeit”, poinformowała, że Prokuratura Federalna Niemiec wydała nakaz aresztowania ukraińskiego instruktora nurkowania, podejrzanego o udział w eksplozjach Nord Stream. Według dziennika dwóch innych ukraińskich instruktorów nurkowania jest również podejrzewanych o udział w tym akcie sabotażu.
Niemieckie media oskarżyły Polskę o brak pomocy w śledztwie, twierdząc, że nasze władze o wszystkim wiedziały, a nurkowie działali za cichym przyzwoleniem polskiego rządu. Teraz zaś utrudniają śledztwo, bo główny podejrzany nurek ukrywał się w Polsce, a potem, niezatrzymywany, wyjechał do Ukrainy. Innymi słowy: prezydenci Zełenski i Duda dogadali się w sprawie wysadzenia gazociągów.
„Powinniscie przeprosić i siedzieć cicho”
Pod koniec września 2022 r. grupa ukraińskich nurków miała wypłynąć na lewych papierach wynajętym jachtem na Bałtyk, zanurkować na 80 m i podłożyć bomby, które zniszczyły trzy nitki rosyjsko-niemieckiego gazociągu – dwie Nord Stream 1 plus jedną Nord Stream 2 – powodując straty szacowane na 20–30 mld euro.
Rosjanie triumfują, bo od początku twierdzili, że to robota Ukraińców, choć były poważne poszlaki sugerujące, że mogli zrobić to oni sami (w pobliżu miejsca wybuchu widziano rosyjskie jednostki). Radosław Sikorski, wówczas opozycyjny polityk, zamieścił osobliwego tweeta ze zdjęciem uszkodzonego Nord Stream 2 i komentarzem: „Thank you, USA”. Już jako szef MSZ w marcu tego roku w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że „zrobił to ten, kto miał interes”. Premier Tusk po sensacjach niemieckich mediów zaapelował do inicjatorów i mocodawców NS1 i NS2. „Jedyne, co powinniście zrobić, to przeprosić i siedzieć cicho”, napisał na X.
Prezydent Zełenski od wszystkiego się odciął: „Jeśli chodzi o Nord Stream: nie mamy z tym nic wspólnego”. Dodał, że oczywistym celem takich wycieków informacji mogłoby być spowolnienie międzynarodowej pomocy dla Ukrainy. I rzeczywiście, gdyby pojawiły się jakieś twarde dowody, mogłoby to wpłynąć na wizerunek Ukrainy w oczach ich zachodnich sojuszników.
Na razie jednak twardych dowodów brak. Wspólne dochodzenie w sprawie eksplozji Nord Stream, prowadzone przez policję w Kopenhadze i duńską służbę bezpieczeństwa i wywiadu (PET), zostało zakończone. Prowadzono je, bo eksplozje nastąpiły w duńskiej strefie ekonomicznej. Śledztwo umorzono ze względu na brak podstaw do wszczęcia postępowania karnego. Także Szwedzi umorzyli postępowanie ze względu na brak jurysdykcji szwedzkiego sądu w tej sprawie.
Czytaj też: Turecki hub gazowy im. Władimira Putina. Dlaczego to się kupy nie trzyma?
Nord Stream sprawdza, kto zapłaci
Nikt nie ma wątpliwości, że zniszczenie gazociągów to nie był wypadek, ale celowe działanie, wciąż jednak niewiele więcej wiadomo. Postępowanie prowadzą jeszcze Niemcy, bo poszkodowane zostały niemieckie spółki będące współwłaścicielami (mniejszościowymi) gazociągu. Ale wciąż nie ma jasnego stanowiska Niemców. Są na razie jakieś przecieki do mediów, robiące wiele zamieszania.
Być może inspiratorem tych medialnych wybuchów jest Gazprom, główny właściciel podmorskich rur. W kwietniu – jak informował Reuters – spółka Nord Stream złożyła pozew w londyńskim Wysokim Trybunale Sprawiedliwości przeciw swoim ubezpieczycielom. Domaga się od nich wypłaty odszkodowania w wysokości ponad 400 mln euro (427 mln dol.) z tytułu eksplozji, które uszkodziły rurociągi. Ubezpieczyciele Lloyd’s Insurance Company i Arch Insurance bronią się, przekonując, że polisa ubezpieczeniowa spółki Nord Stream nie obejmuje szkód „bezpośrednio lub pośrednio” będących skutkiem wojny, działań zbrojnych lub detonacji materiałów wybuchowych. Być może więc spółka szuka, kogo jeszcze może pozwać, żądając odszkodowania za zniszczone rury.