Alternatywny kanon lektur z Żeromskim na czele. Poprzeczka została postawiona wysoko
Kanon lektur narzucany przez szkołę budzi odrazę. Tych książek nie tyka nawet najbardziej głodny czytania nastolatek. Pamiętna jest wypowiedź Marcina Świetlickiego, który domagał się, aby nie wprowadzać jego poezji do podstawy programowej (wprowadzono wybrane wiersze, ale na krótko). Nakaz czytania, szczególnie pod egzaminacyjny klucz, niezmiernie szkodzi literaturze.
Czytanie z musu, do matury
Potrzebujemy innego autorytetu, który rekomendowałby autorów i ich dzieła, niż upadły autorytet nauczycielski. Nic tak nie zabija chęci czytania jak niesmaczna potulność nauczycieli, również akademickich, wobec złego zbioru lektur. W kanonie mamy mnóstwo bogobojnych bredni, przebrzmiałych arcydzieł, cuchnących tomów, których czytanie i analizowanie w młodym wieku kaleczy duszę, zamiast ją ożywiać. Po odchudzeniu podstawy takiej sparszywiałej literatury jest trochę mniej, ale wciąż za dużo. Półki księgarń – także internetowych – uginają się od książek, z których większość artystycznie i intelektualnie nie waży nic. Gdy przeciskam się przez marną pisaninę dzisiejszych potworów samouwielbienia w poszukiwaniu czegoś cennego, zawsze zadaję sobie pytanie, co ja tu robię? Może zamiast czytać, lepiej – jak śpiewał Stachura – iść z przyjaciółmi na piwo?
W najnowszej pisaninie mamy bardzo często do czynienia z produktem przemysłowym, który do wartościowej literatury ma się tak samo jak kiełbasa w cenie 9,99 zł za kilogram do prawdziwej wędliny. Jednocześnie wszyscy tęsknimy do czerpania radości z czytania.