Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Gender z Krainy Oz. Dlaczego „Wicked” to w istocie kino polityczne

Kadr z musicalu „Wicked” Kadr z musicalu „Wicked” Universal Pictures/UIP
Są tu odniesienia do prezydentury Trumpa, kwestii osób LGBT+ czy walki klas. Podobnych wątków szukano w pierwowzorze – „Czarnoksiężniku z Krainy Oz”.

„Wicked”, na punkcie którego w ostatnich tygodniach oszalał pokaźny kawałek świata, to kino na wskroś polityczne, szczególnie w kontekście zwycięstwa Donalda Trumpa nad Kamalą Harris w listopadowych wyborach prezydenckich. W podkaście „Filmmaker Toolkit IndieWire” reżyser filmu Jon M. Chu przyznał, że historia o Czarnoksiężniku z Oz i Elphabie, Złej Czarownicy z Zachodu, aż prosi się dziś o polityczne odczytanie: „Charyzmatyczny lider, który manipuluje społecznością, twierdząc, że kobieta naprzeciw niego jest zła tylko dlatego, że staje w obronie marginalizowanej grupy. Jak to może nie być polityczne?”.

Przypomniał też, że polityka była obecna w „Wicked” od samego początku. Książka Gregory’ego Maguire’a z 1995 r., stanowiąca podstawę sfilmowanego przez Chu scenicznego musicalu, próbowała rozprawić się z ruchami faszystowskimi, portretując ruch oporu. To też opowieść o antyinteligenckości w amerykańskim dyskursie publicznym, o której na początku lat 60. zaczął opowiadać wybitny historyk z Uniwersytetu Columbia Richard Hofstadter, a która w minionej kampanii wyborczej wybuchła jak szambo. Kluczowym wątkiem „Wicked” jest opowieść o przywódcy, który twierdzi, że działa w interesie ludu i atakuje wykształcone elity, reprezentowane przez profesora Dr. Dillamonda, mówiącą kozę. W tym czasie przepisywana jest historia współistnienia ludzi i zwierząt, tak by pozbawić zwierzęta praw i zrobić im czarny piar winnych wszystkich problemów społecznych.

Reklama