Oscary 2025: lżejsze kino i mały przełom. Rządzi „Emilia Perez”, kibicujemy „Dziewczynie z igłą”
Tylko jednej nominacji zabrakło, by francuska produkcja wyreżyserowana przez Jacques’a Audiarda wyrównała rekord wszech czasów, który należy do „Wszystko o Ewie” (1950), „Titanica” (1997) i „La La Land” (2016), mogącymi się poszczycić aż 14 nominacjami. Trudno uznać za niespodziankę wyjątkowe potraktowanie tego bezkompromisowego antymusicalu o szefie meksykańskiego kartelu narkotykowego, który dokonuje korekty płci. Od czasu premiery w Cannes, skąd film wyjechał z nagrodą jury i zbiorowym wyróżnieniem za najlepsze kreacje kobiece, jego siła tylko rosła. Cztery Złote Globy, 11 nominacji do BAFTA potwierdzały, że mamy do czynienia z wielkim wydarzeniem, więc i worek z nominacjami nie powinien nikogo dziwić.
Warto podkreślić, że grająca tytułową rolę Karla Sofía Gascón jest pierwszą transseksualną aktorką, która w 97-letniej historii Oscarów taką nominację otrzymała. Przy okazji branżowy dziennik „Variety” podaje, że tylko trzy osoby otwarcie transpłciowe zostały wcześniej nominowane, ale w innych kategoriach: kompozytorka Angela Morley, muzyk Anohni i dokumentalista Yance Ford. Elliot Page otrzymał ją za swoją pracę w „Juno” w 2007 r., zanim w 2020 dokonał coming outu jako mężczyzna transpłciowy.
Stawka pretendentów była w tym roku wyjątkowo wyrównana, o czym świadczą też świetne notowania wielu innych wyróżnionych tytułów. „Brutalista” i „Wicked” z dziesięcioma nominacjami to żadna niespodzianka, niemniej porównywanie tych widowisk mija się z celem, gdyż w zasadzie nic ich nie łączy. Dramat Brady Corbeta to przewrotna i dość brutalna panorama amerykańskiej powojennej mentalności, ukazana na przykładzie losów straumatyzowanego węgierskiego imigranta i wykorzystującego go nieprzyzwoicie bogatego biznesmena.