We wtorek 6 sierpnia Polska z jednym krążkiem srebrnym i trzema brązowymi spadła na 53. miejsce w klasyfikacji medalowej olimpiady w Paryżu. Poprawiła się następnego dnia dzięki zdobyciu złotego i brązowego medalu. Skończyło się na dziesięciu krążkach (jeden złoty, cztery srebrne i pięć brązowych), co pozwoliło wskoczyć na 42. pozycję (na 82 klasyfikowanych ekip).
Szału nie ma i był to najgorszy występ polskiej reprezentacji po igrzyskach w Melbourne w 1956 r. Bardzo skromnie wygląda liczba dyscyplin, w których Polacy zdobyli medale, mianowicie: wspinaczka na czas kobiet (dwa medale, złoty i brązowy), siatkówka (jeden srebrny), boks (jeden srebrny), kajakarstwo (jeden srebrny), wielobój kolarski (jeden srebrny), lekkoatletyka (jeden brązowy), tenis (jeden brązowy), wioślarstwo (jeden brązowy) i szermierka (jeden brązowy).
Marnie w polskim sporcie
Oczekiwania były większe – eksperci spodziewali się, że reprezentanci Polski (ponad 200 osób) zdobędą 14–15 krążków. Dramatycznie wygląda sytuacja w lekkoatletyce. Polacy odnosili spore sukcesy w przeszłości też w zapasach, innej „naszej” dyscyplinie. Osiem medali przypadło kobietom, dwa mężczyznom (żaden indywidualny) – stąd żartobliwy tytuł, ale nie ma powodów do śmiechu.
Wynik świadczy o dość marnej kondycji polskiego sportu. Rzecz wymaga analizy i kroków naprawczych, tym bardziej że ze środowiska czynnych sportowców płyną słowa ostrej krytyki wobec związków i działaczy, w szczególności dotyczące jakości przygotowań, koleżeńskich układów, protekcjonizmu i marnotrawienia pieniędzy – Polski Komitet Olimpijski i poszczególne związki otrzymały wszak ponad 900 mln zł z budżetu państwa i od sponsorów.