Gruzja obiera strategiczny kurs. Na ulicach jest brutalnie, przyszłość maluje się czarna
W tych dniach, a właściwie nocach, bo protesty odbywają się w ciemnościach, rozstrzyga się kierunek strategicznego kursu Gruzji. Na ulicach Tbilisi i w innych miastach gromadzą się tłumy, które domagają się powtórzenia niedawnych wyborów i wznowienia starań o integrację z Unią Europejską. Opozycja, przy wsparciu prezydentki Salome Zurabiszwili, uznała je za sfałszowane i bojkotuje posiedzenia parlamentu.
Gruzja: jak Majdan
Październikowe głosowanie wygrała partia Gruzińskie Marzenie. Jej patronem jest oligarcha Bidzina Iwaniszwili, miliarder z fortuną zdobytą w Rosji. Marzenie wiele mówi o suwerenności, ale na myśli ma raczej rozwiązanie własnych rąk i stara się uniezależnić system od zewnętrznych wpływów, zwłaszcza zachodnich i ich wyśrubowanych standardów, które zmniejszają dystans władzy do obywateli. Gruzja przez lata próbowała zbliżyć się do NATO i Unii Europejskiej. Ale Marzenie, by zrzucić ten balast, podąża autorytarną ścieżką, wzorując się na pomysłach wdrożonych m.in. w Rosji i Białorusi.
Policja z manifestantami obchodzi się brutalnie. Bije pałkami i pięściami, kopie, rozprasza gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Są ranni i wielu zatrzymanych, funkcjonariusze atakowali także przedstawicieli mediów, którym niszczono sprzęt. W geście niezgody na decyzje Marzenia rezygnację składają ambasadorzy, w tym przedstawiciel Gruzji w Waszyngtonie. Odwagi nie zabrakło kilku tysiącom nauczycieli. Składali podpisy pod listem protestacyjnym. Także strażacy opróżniali zbiorniki wozów gaśniczych, których woda miała być skierowana na demonstrantów.