W Ankh-Morpork, mieście z powieściowego cyklu „Świat Dysku” Terry’ego Pratchetta, panował ustrój demokratyczny. Ukazany, jak wszystko inne, w krzywym zwierciadle satyry – chociaż „jeden człowiek miał jeden głos”, to tym człowiekiem był tyran piastujący stanowisko Patrycjusza. W naszym popadającym w coraz większe absurdy świecie (może powinniśmy mówić o powolnym procesie spłaszczania Ziemi?) też mamy takich ludzi, których głosy znaczą więcej i są bardziej słyszalne. Jednym z nich jest Elon Musk, o którego rozmaitych przygodach nieraz pisałem na łamach serwisu „Polityki”.
Musk superstar
Słowo „przygoda” wydaje mi się właściwe, bo patrząc na to wszystko, można odnieść wrażenie, że to serial telewizyjny. Trochę „Czarne lustro”, trochę „Dolina Krzemowa”, a przede wszystkim – „The Boys”. Ten ostatni jest próbą odsłonięcia prawdy o amerykańskim micie superbohaterskim, pod którym skrywa się tak naprawdę systemowa przemoc, kapitalistyczna maszyneria – i egotyzm nadludzi. Fanów Elona Muska należy właściwie nazywać „wyznawcami”, zupełnie jak serialowy Homelander czy były prezydent Trump stał się bowiem obiektem kultu jednostki. Użytkownicy platformy X składają mu w komentarzach hołdy i wierzą niczym w cybernetycznego Jezusa.
Widać to doskonale na przykładzie fiaska zwanego Tesla Cybertruck. Wedle obietnic miał to być elektryczny pojazd terenowy, zdolny pokonać najcięższe warunki (nawet na innych planetach!). W rzeczywistości okazał się koszmarnie drogim autem o urodzie kontenera na śmieci i podobnej funkcjonalności. Auta psują się zaraz po wyjeździe z salonów, na autostradzie odpadają im części, są nieergonomiczne i mają nędzną ładowność, w dodatku zupełnie nie radzą sobie w warunkach terenowych.
Można by pomyśleć, że klienci przejrzą na oczy – tymczasem kult Muska sprawia, że racjonalizują sobie to fiasko na różne sposoby („to wersja beta, normalne, że są problemy”, jakby chodziło o aplikację na telefon, a nie pojazd, który może kogoś zabić). Ma się wrażenie, że to jakiś przedziwny eksperyment społeczny – auto celowo zaprojektowane, żeby testować wiernych, niczym w biblijnej opowieści o Hiobie.
Ego Elona
Widać też, że Cybertruck przyciąga specyficznych klientów – takich, którzy nie potrzebują ciężarówki do pracy (fachowcy najbardziej chwalą sobie miniaturowe furgony japońskie), tylko do zajmowania przestrzeni, odgrywania męskości i jako symbolu statusu. To auto prawicowej polityki tożsamościowej.
Historia Muska to opowieść o upadku. Był symbolem nadziei na lepszą przyszłość (wystąpił nawet w „Star Treku”!) dzięki wizjonerskim projektom podboju kosmosu i elektryfikacji. Co więc się stało, że nagle postanowił kupić Twittera i zamienić go w bagno skrajnie prawicowej propagandy? Dlaczego jeden z najpotężniejszych ludzi na świecie postanawia szukać poklasku u internetowych trolli? Pewnie nigdy się nie dowiemy, ale podobną historię pokazuje właśnie seria „The Boys” – superheros Homelander to nadczłowiek, ale ciągle rządzą nim arcyludzkie emocje – i niedorozwinięte ego. Nic dziwnego, że Musk czuje się najlepiej w towarzystwie innych upadłych mężczyzn, takich jak Kanye West (niegdyś wybitny raper) czy Jordan Peterson, który zamienił naukową karierę na rolę internetowego celebryty, guru inceli i altprawicy.
Właśnie w czasie rozmowy w podkaście Petersona Elon Musk podzielił się smutną historią – otóż „wirus woke” odpowiada za śmierć jego dziecka. Kto nie śledzi prawicowych przestrzeni, może nie zrozumieć, o co chodzi – czy to jakiś nowy wariant covida? Nie, to słowo, które nic nie znaczy, bo określa się nim wszystko, czym dziś straszy prawica. Kiedyś mówiono o „politycznej poprawności”, później o „ideologii gender”, „cancel culture” i innych strachach na wróble. To zmyślanie ma służyć odwracaniu uwagi od prawdziwej przemocy, której doświadczają wykluczone społeczności.
Żywe i zdrowe
Tu nastąpił zwrot akcji – okazało się, że dziecko Muska żyje, jest zdrowe i po prostu nie chce mieć kontaktu z ojcem. We wpisach na platformie Threads (bezpośrednia konkurencja X, należąca do Meta Marka Zuckerberga) głos zabrała 20-letnia Vivian Jenna Wilson. „Wyglądam całkiem nieźle jak na martwą zdzirę”, napisała, nawiązując do tekstu użytego przez drag queen Morgan McMichaels po plotkach o jej śmierci.
Wilson, córka Justine Wilson (pierwszej żony Elona), pojawiła się w mediach dwa lata temu, gdy zmieniła nazwisko i wyrzekła się ojca przed sądem w Kalifornii: „nie mieszkam już ani nie chcę być powiązana z moim biologicznym ojcem w żaden sposób, w żadnej formie”. Okazało się też, że Wilson jest osobą trans; Musk tymczasem od lat wyrażał i promował transfobiczne treści na platformie X.
W swoich wpisach Wilson sprostowała kłamstwa, jakie Musk opowiadał na temat jej dzieciństwa, miłości do musicali i „oszałamiających” strojów, próbując przedstawić córkę jako stereotypowego geja. „Nie kochałam musicali, jak miałam cztery lata, bo wiecie… miałam cztery lata!”, wyjaśniła i dodała, że Musk zmyśla dlatego, że po prostu nie był obecny w jej życiu (po rozwodzie współdzielił opiekę z matką Vivian, ale cedował te obowiązki na nianie), a „w tym krótkim czasie, kiedy był, byłam bezlitośnie nękana za moją kobiecość i queerowość”.
Wyłania się z tego dość typowa historia przemocowego rodzica, który jest wielce zdziwiony, dlaczego dorosłe dzieci nie utrzymują z nim kontaktu. O tym, że to on jest problemem, nie pomyśli – zwłaszcza jeśli otacza go armia potakiwaczy.
Dzieci jak pokemony
Vivian Jenna Wilson zwróciła też uwagę, że konserwatyści traktują ją jednocześnie jako „bezbronną ofiarę neomarksistowskiej-trans-kabały” i przebiegłą manipulantkę, która wrobiła Muska w podpisanie zgody na tranzycję. W taki sposób swoich wrogów (jako jednocześnie bezbronnych i wszechmocnych) traktują ideologie faszystowskie.
Wilson wsparły znane osoby, jak Jamie Lee Curtis, a także piosenkarka Grimes, kolejna była żona Muska. Przy okazji wyszło na jaw, że Musk uniemożliwia Grimes kontakty z trójką ich dzieci, chociaż sam się nimi nie zajmuje. Posiadanie potomstwa to jedynie element jego ideologii, zbiera dzieci jak pokemony.
Można by to wszystko potraktować jak wyjątkowo smutny odcinek „Dynastii”, serialu o emocjonalnych huśtawkach bogaczy, ale Musk i jego kruche ego mają wpływ na losy całego świata. Nie tylko wykluczonych grup, które akurat podpadły znudzonym bogaczom (w sianiu nienawiści na X Musk wspiera J.K. Rowling), ale kształt globalnej polityki. Platforma X jest wciąż potężnym narzędziem manipulacji, dezinformacja może wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w Ameryce, czego skutki poczujemy i w naszym ogarniętym wojną regionie. Cóż, nie ma przypadków – nienawistne krucjaty przeciwko LGBT+ są na rękę Moskwie. Wystarczy spojrzeć na inicjatywy takich podejrzanych organizacji jak Ordo Iuris, która w agendzie ma wpisaną walkę z „dyktatem pseudonauki gender” i właśnie podrzuciła legislacyjną bombę do polskiego Sejmu.
Walka ze spłaszczaniem Ziemi będzie trudna – kłamie się prosto, a prostuje trudno. Warto jednak słychać ekspertów, a nie egomaniaków sprzedających śmietniki na baterie.