Równowaga płci w KE? Rządy nie posłuchały Ursuli von der Leyen. Polska też stawia na mężczyznę
Komisja Europejska składa się z 27 komisarzy (łącznie z przewodniczącym bądź przewodniczącą), czyli ma po jednym z każdego państwa. Ursula von der Leyen w lipcu obiecała w Parlamencie Europejskim, że – podobnie jak na początku swojej pierwszej kadencji pięć lat temu – będzie zabiegać o skład KE zrównoważony pod względem płci. I dlatego zwróciła się do poszczególnych krajów – znów podobnie jak w 2019 r. – o zaproponowanie jej po dwoje kandydatów na komisarzy, a dokładnie po dwie osoby, „z których co najmniej jedna jest kobietą”.
W 2019 r. tylko część krajów, w tym Polska, nie posłuchała tej prośby, teraz ignorują ją wszystkie państwa UE. Tylko pięć nie podało jeszcze nazwisk (mają czas do końca sierpnia), ale i wśród nich nie zanosi się na podwójne kandydatury.
Komisja Europejska: ile będzie kobiet?
Komisja Europejska kończącej się kadencji (2019–24) zaczynała pracę w gronie 12 kobiet (łącznie z von der Leyen) i 15 mężczyzn, ta relacja poprawiła się na 13 do 14 po dymisji komisarza z Irlandii, którego zastąpiła kobieta. Teraz zanosi się na to, że w KE może być poniżej dziesięciu kobiet, licząc von der Leyen i Estonkę Kaję Kallas, która jako przyszła szefowa unijnej dyplomacji jest z automatu kandydatką na jedną z wiceprzewodniczących Komisji. To byłby skład pod względem równowagi płci gorszy od KE kierowanej przez Jeana-Claude’a Junckera (2014–19), który z trudem uzbierał dziesięć komisarek.
Wyjątkiem od prośby von der Leyen o podwójne kandydatury były te kraje, które proponują kolejną kadencję dla dotychczasowego komisarza.