„Bez względu na to, kto wygra amerykańskie wybory, Europa już przegrała” – napisał w środę nad ranem Nicholas Vinocur, jeden z wiodących autorów europejskiego wydania serwisu „Politico”. W długiej analizie wskazuje, że czarne chmury zbiorą się nad nami nie tylko w razie zwycięstwa Trumpa. Kandydat Republikanów „uznaje NATO za balast”, a jego najważniejszy partner i prawdopodobnie wiceprezydent J.D. Vance jest otwartym izolacjonistą, ale – pisze Vinocur – Europa od dawna nie odgrywa ważnej roli w amerykańskiej strategii politycznej, nawet gdy rządzą Demokraci.
Ewentualna i już mało prawdopodobna wygrana Harris też tego nie zmieni – Stary Kontynent przestał być priorytetem. Nie tylko ze względu na „piwot na Pacyfik” w wykonaniu Baracka Obamy czy antychiński konsens Trumpa i Bidena. Vinocur wskazuje też na braki kadrowe w Departamencie Stanu; zwyczajnie brakuje osób zorientowanych na Europę (formatu Madeleine Albright czy Henry’ego Kissingera). Europejscy przywódcy są tego coraz bardziej świadomi – „Politico” wymienia m.in. Radka Sikorskiego i Emmanuela Macrona – ale nie jest powiedziane, że będą w stanie odpowiedzieć na tę rosnącą obojętność Waszyngtonu.
Wybory w USA: początek nowej ery
Jeszcze szerzej kontekst maluje Ezra Klein, felietonista „New York Timesa”. W przededniu wyborów zaprosił do podkastu Gary’ego Gerstle’a, amerykanistę, historyka z Cambridge. Jak stwierdził, bez względu na to, kto wygra, amerykańską politykę czeka wielkie przesilenie.