Potężne pożary w Los Angeles: już jedne z największych w historii. A będzie jeszcze gorzej
To jedna z największych katastrof naturalnych, która uderzyła w Miasto Aniołów. A trzeba zaznaczyć, że poprzeczka wisi bardzo wysoko. W Kalifornii pożary wybuchają regularnie, stan nękają susze i przede wszystkim trzęsienia ziemi. Dość wspomnieć trzęsienie Northridge z 1994 r. na obszarze osiedla San Fernando. Zginęło 57 osób, ponad 9 tys. zostało rannych, bezpośrednie szkody wyceniono na ok. 20 mld dol. W przypadku trwających pożarów bilans nie wygląda jeszcze tak tragicznie, ale trudno mówić o precyzyjnych szacunkach – teren zajęty ogniem cały czas się zwiększa, a liczba ofiar może być zaniżona, bo służbom nie wszędzie udało się dotrzeć.
Kalifornia: najpierw wiatr, potem ogień
Analizując wydarzenia w Los Angeles, trzeba brać pod uwagę charakter tej katastrofy. O ile bowiem opinia publiczna, a przede wszystkim sami mieszkańcy południowej Kalifornii do ognia mogą być w miarę przyzwyczajeni – wzgórza, lasy, obszary zielone płoną regularnie od lat – o tyle wdarcie się płomieni na tereny zabudowane jest nawet tam nowością. Podkreślił to wczoraj publicysta „New York Timesa” David Wallace-Wells, piszący często o sprawach klimatycznych i zrównoważonym rozwoju. Przypomniał, że podobnie jak w przypadku innych tego typu zjawisk – wielkiego pożaru w kanadyjskim miasteczku Fort McMurray w 2016 r. czy wydarzeń z Maui na Hawajach z 2023 – przez miejskie tereny przetoczyły się bardzo silne wiatry, za którymi poszły płomienie.