Świat

Konwencja Demokratów w Chicago: Kamala Harris idzie po władzę. Miesiąc miodowy się skończył

Kamala Harris na konwencji Demokratów w Chicago, 19 sierpnia 2024 r. Kamala Harris na konwencji Demokratów w Chicago, 19 sierpnia 2024 r. Bill Clark / Associated Press / East News
Czterodniowy zjazd Demokratów w Chicago ma umocnić pozycję wiceprezydentki w oczach Amerykanów. Kamala Harris płynie na wznoszącej fali głównie dzięki trwającej wciąż euforii Demokratów po wycofaniu się Bidena. Sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, wygrałaby z Trumpem przynajmniej w głosach bezpośrednich różnicą 2–4 pkt proc.

W Chicago rozpoczęła się w poniedziałek przedwyborcza konwencja Partii Demokratycznej. Wkrótce po jej otwarciu 4696 delegatów dopełniło formalności, zatwierdzając nominację Kamali Harris jako kandydatki stronnictwa do Białego Domu. Czterodniowy zjazd Demokratów, transmitowany przez kilka stacji telewizyjnych, ma umocnić pozycję wiceprezydentki w oczach Amerykanów przed listopadowymi wyborami. W sposób atrakcyjny dla widzów, czemu powinny służyć zapowiedziane na konwencji występy gwiazd popkultury: Taylor Swift i Beyoncé.

Harris została kandydatką po bezprecedensowym wycofaniu się Bidena z walki o reelekcję. Nie dawano mu szans po katastrofalnej debacie z Donaldem Trumpem pod koniec czerwca. Już następnego dnia po poparciu Kamali jako jego następczyni Demokraci zorganizowali serię wirtualnych głosowań w kolejnych stanach, które zapewniły jej liczbę delegatów wystarczającą do nominacji. Do konwencji poparli ją niemal wszyscy ci, których Biden zdobył w toku prawyborów, gdzie o nominację ubiegał się praktycznie bez konkurencji w partii.

Kamala Harris: druga w historii USA

W drugim dniu zjazdu w Chicago, aby tradycji stało się zadość, powtórzona w realu zostanie ceremonia nominacji – przewodniczący delegacji kolejnych stanów będą ogłaszali, że popierają kandydaturę Harris do Białego Domu. Wbrew początkowym obawom, że w Chicago dojdzie do sporów z działaczami sceptycznymi wobec wiceprezydentki, która nie była w tej roli najlepiej oceniana, wygląda na to, że konwencja będzie, jak wszystkie w ostatnim półwieczu, głównie rytualną manifestacją jedności. Harris jest drugą w historii USA po Hillary Clinton kobietą ubiegającą się o urząd z ramienia jednej z dwóch głównych partii.

W poniedziałkowy wieczór na konwencji wyświetlono film przypominający w skrócie biografię Harris, córki imigrantki z Indii i czarnoskórego Amerykanina z Jamajki. O kandydatce opowiadały jej przyjaciółki z dawnych lat.

Najbardziej oczekiwanym mówcą był Joe Biden. Przed nim przemawiała jego żona Jill i córka Ashley, podkreślając empatię prezydenta, jego patriotyzm i zalety jako męża i ojca. Ashley przypomniała jego osobiste tragedie. Jego pierwsza żona i córka zginęły w wypadku samochodowym, a syn Beau zmarł przedwcześnie na raka.

Czytaj też: Kamala Harris. Zmienniczka, jakiej nie było

Biden przekazuje pałeczkę

Wchodzącego na scenę Bidena powitały owacje trwające pięć minut. W przemówieniu podkreślił, że stawką wyborów jest los demokracji w USA, zagrożonej w razie zwycięstwa Trumpa. Przypomniał osiągnięcia swojej prezydentury – wydobycie gospodarki z postcovidowej zapaści, miliony nowych miejsc pracy, ustawy o naprawie infrastruktury, nowe świadczenia socjalne itd. – w których, jak podkreślił, Harris miała niemały udział. Przypomniał też o mobilizacji sojuszników z NATO do wspólnej pomocy dla walczącej z Rosją Ukrainy.

Przemówienie Bidena komentuje się jako symboliczne „przekazanie pałeczki” jego następczyni. Prezydent wychwalał Harris i Walza. Delegaci wielokrotnie nagradzali go burzliwym aplauzem. Nie wiadomo jednak, jak wielu widzów wytrwało przed ekranami podczas przemówienia, które prezydent zaczął wygłaszać ok. 23:30 (czasu USA) i skończył 20 minut po północy. W prawicowej stacji Fox News komentowano to złośliwie, twierdząc, że organizatorzy celowo zaplanowali wystąpienie Bidena tak późno.

Przemawiała również Hillary Clinton, była pierwsza dama, senator i sekretarz stanu. Mówiła o historycznym rozbiciu szklanego sufitu, jakim była w 2016 r. jej nominacja – pierwszej w historii USA kobiety – jako kandydatki jednej z dwóch głównych partii do Białego Domu.

W kolejnych dniach zjazdu na mównicy wystąpią m.in. byli prezydenci Barack Obama i Bill Clinton, kandydat na wiceprezydenta u boku Harris gubernator Minnesoty Tim Walz i ewentualny przyszły „pierwszy dżentelmen”, czyli mąż Kamali Doug Emhof. Sama Harris wygłosi w czwartek wieczorem przemówienie, w którym, jak się oczekuje, nakreśli wizję swej prezydentury.

Gaza jak Wietnam?

Już od samego rana w poniedziałek rozpoczęły się w Chicago wielotysięczne marsze przeciw wojnie w Gazie. Ultralewicowi demonstranci, wznoszący palestyńskie flagi i banery potępiające izraelskie „ludobójstwo”, domagają się zakończenia ofensywy przeciw Hamasowi i zaprzestania wszelkiej pomocy USA dla Izraela. Lewicowi przywódcy ugrupowań organizujących protesty grożą odmową poparcia Harris, jeżeli nie zgodzi się wywrzeć presji na rząd Beniamina Netanjahu, aby zawarł porozumienie o zawieszeniu broni i wycofał wojska z Gazy.

W komentarzach porównywano te protesty do burzliwych demonstracji przeciw wojnie w Wietnamie, jakie w 1968 r. odbywały się w czasie konwencji Partii Demokratycznej – również w Chicago. Doszło wtedy do starć z policją. Demonstranci mieli poparcie części delegatów i polityków na konwencji reprezentujących antywojenną frakcję w partii. Podział Demokratów na tym tle przyczynił się do porażki ich kandydata na prezydenta Huberta Humphreya.

Analogia z sytuacją z 1968 r. jest jednak powierzchowna. Demonstranci przeciw Izraelowi mogą liczyć na poparcie tylko garstki delegatów na konwencji. To ok. 30 działaczy, głównie z regionów zamieszkanych przez amerykańskich Arabów, którzy w prawyborach nie głosowali na Bidena, tylko deklarowali się jako „niezdecydowani”. Wszyscy prominentni demokratyczni politycy podkreślają pełną solidarność z Izraelem i „niewzruszone” poparcie jego prawa do obrony. Sprzyjają tej postawie najnowsze doniesienia, że w rokowaniach z Hamasem Izrael zgodził się na przerwanie ognia.

Czytaj też: Jak bardzo mamy się bać Trumpa? Mówi guru konserwatywnej publicystyki w USA

Koniec miesiąca miodowego?

Konwencja w Chicago może być swoistym uwieńczeniem miodowego miesiąca Kamali Harris z demokratycznymi wyborcami. I to dosłownie, bo w środę upłynie równo miesiąc od rezygnacji Bidena i namaszczenia jej jako jego sukcesorki. Sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, Harris wygrałaby z Trumpem przynajmniej w głosach bezpośrednich różnicą 2–4 pkt proc. Niektóre sondaże dają jej zwycięstwo w kluczowych stanach swingujących: Pensylwanii, Michigan i Wisconsin, co zapowiadałoby wygraną także w głosach elektorskich.

Harris płynie na wznoszącej fali głównie dzięki trwającej wciąż euforii Demokratów po wycofaniu się Bidena. Wraz z Timem Walzem potrafi wzbudzić entuzjazm na wiecach przemówieniami niezawierającymi wiele programowych treści, ale odwołującymi się do pozytywnych emocji Amerykanów, wygłaszanymi w tonie radości i optymizmu. Kontrastuje on z ponurym obrazem Ameryki roztaczanym ostatnio przez Trumpa i jego kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance’a.

Trump jak komediant

Były prezydent brutalnie atakuje Kamalę – ostatnio nazywa ją „komunistką” i tytułuje per „towarzyszka Harris”, obsesyjnie wraca do wytaczanych mu przez aparat sprawiedliwości Bidena procesów karnych. Konserwatywni komentatorzy narzekają, że skupia się na sprawach personalnych i własnych frustracjach zamiast ogłoszonych niedawno przez Harris kontrowersyjnych propozycjach zmian w gospodarce. Postulowaną przez nią kontrolę cen skrytykował nawet życzliwy zwykle Demokratom „Washington Post” jako populistyczne „sztuczki”.

Jak zauważył znany strateg Republikanów Karl Rove, fakt, że celna krytyka programu i dokonań Harris tonie w morzu niespójnych tyrad Trumpa, ułatwia sprzyjającym jej mediom utrwalanie jego wizerunku jako polityka starzejącego się, skupionego na przeszłości i coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości. Fragmenty wystąpień Trumpa brzmią jak popisy telewizyjnego komedianta – powiedział np. niedawno, że „wygląda lepiej” od Kamali. Efekt jest humorystyczny, ale były prezydent ponownie ubiega się o Biały Dom, a nie o posadę satyryka.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną