Donald Trump popisał się oburzającym, choć typowym dla siebie atakiem personalnym na Kamalę Harris. Zasugerował, że jego rywalka nie jest kobietą czarną i sfabrykowała swoje pochodzenie, żeby zdobyć jak najwięcej głosów afroamerykańskich wyborców. Trumpa skrytykowali nawet Republikanie w Kongresie.
„Kamala Harris stała się czarna”
Jak do tego doszło? Trump był w środę gościem w National Association of Black Journalists w Chicago i odpowiadał na pytania trzech czarnych dziennikarek. Jedna z nich, nawiązując do wypowiedzi niektórych jego stronników, że Harris zrobiła karierę tylko dzięki preferencjom dla mniejszości rasowych, zapytała byłego prezydenta, czy jego zdaniem została kandydatką dlatego, że jest czarną kobietą. „Ona zawsze była hinduskiego pochodzenia, promowała hinduskie dziedzictwo”, odpowiedział. „Dowiedziałem się, że jest czarna, dopiero kilka lat temu, kiedy nagle zrobiła zwrot, stała się czarna i teraz chce być znana jako czarna”.
Kamala Harris jest córką imigrantki z Indii i czarnego Amerykanina z Jamajki. Jej mieszane korzenie znane są od dawna i ich prawdziwość nigdy nie była kwestionowana. Jej rodzice uczestniczyli w ruchu walki Afroamerykanów o równouprawnienie w latach 60. i w duchu szacunku dla tych tradycji wychowywali swoją córkę. Kamala skończyła Howard University, uczelnię specjalizującą się w kształceniu czarnych studentów. Jako senatorka była aktywnym członkiem parlamentarnego klubu afroamerykańskiego w Kongresie. Jej zaangażowanie w sprawy czarnej mniejszości, i to od dawna, nie może podlegać dyskusji.
Niedorzeczny atak Trumpa przypomina jego kampanię oszczerstw w 2012 r. przeciwko Barackowi Obamie. Zarzucał mu, że nie ma prawa być prezydentem, bo urodził się w Kenii. Ówczesny prezydent urodził się na Hawajach i Biały Dom przedstawił dowód w postaci świadectwa urodzenia. Ale Trump nie zaprzestał opluwania go i kiedy o nim wspominał, mówił: „Barack Hussein Obama”, podkreślając jego arabsko brzmiące drugie imię, co miało sugerować, że jest ukrytym muzułmaninem.
Czytaj też: Kamala Harris. Zmienniczka, jakiej nie było
Kamala Harris odpowiada z godnością
Harris odpowiedziała na atak z godnością. W przemówieniu w Houston w Teksasie nie odniosła się bezpośrednio do Trumpa. „Naród amerykański zasługuje na coś lepszego. Zasługuje na przywódcę, który mówi prawdę, który nie odpowiada z wrogością i gniewem, kiedy staje w obliczu faktów. Zasługujemy na przywódcę, który rozumie, że różnice nie powinny nas dzielić – są istotnym źródłem naszej siły”, powiedziała krótko po personalnej napaści ze strony byłego prezydenta.
Wybryk Trumpa skrytykował nawet jeden z członków republikańskiego kierownictwa w Senacie John Thune. „W kampanii przeciw Harris były prezydent powinien skupić się na problemach politycznych, a nie rasie”, powiedział. Ubiegający się o mandat w Senacie były republikański gubernator Maryland Larry Hogan nazwał wypowiedź Trumpa „odrażającą i niedopuszczalną”.
W podszytych rasizmem atakach na Harris sekunduje jednak Trumpowi wybrany przez niego kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance. W Arizonie nazwał ją „oszustką”, ponieważ „wychowała się w Kanadzie”, a potem zmieniła tożsamość i akcent dla politycznej korzyści. Harris jako nastolatka mieszkała przez kilka lat w Montrealu, gdzie jej matka, profesor biologii, wykładała na Uniwersytecie McGill. Tysiące Amerykanów kształci się w Kanadzie.
W wywiadzie dla czarnych dziennikarek w Chicago Trump powtórzył też swoją humorystyczną samochwalczą tezę, że był „prezydentem, który zrobił najwięcej dla Afroamerykanów, nie licząc Abrahama Lincolna”. Kiedy reporterka ABC przypomniała mu, że np. Johnson przeforsował ustawy o prawach obywatelskich dla czarnych Amerykanów, przerwał jej i zarzucił, że zadaje „haniebne pytania”.
Czytaj też: Jak bardzo mamy się bać Trumpa? Mówi guru konserwatywnej publicystyki w USA
J.D. Vance: kolosalny błąd Trumpa
Od rezygnacji Joe Bidena z reelekcji i zastąpienia go przez Harris jako kandydatką Partii Demokratycznej do Białego Domu Trump znajduje się w defensywie – traci w sondażach w całym kraju i w kluczowych dla zwycięstwa stanach „swingujących”. Gdyby wybory odbyły się dziś, mógłby je nawet przegrać. Przed wycofaniem się Bidena wydawał się zdecydowanym faworytem, zwłaszcza krótko po zamachu w Butler, gdzie ledwo uszedł z życiem, i konwencji Republikanów w Milwaukee. Wypowiedzi podobne do ataku na Harris w Chicago na pewno mu nie pomogą – tak jak w 2012 r. nie pomogły oszczerstwa wobec Obamy.
Sytuację Trumpa pogarszają przytaczane przez media wypowiedzi V.D. Vance’a ilustrujące jego ultraprawicowe poglądy w sprawach kulturowych. Kandydat na VP w jego gabinecie poparł absolutny zakaz aborcji, z przypadkami ciąży w wyniku kazirodztwa i gwałtu włącznie, i potępił bezdzietnych Amerykanów, sugerując, że powinni płacić wyższe podatki niż osoby posiadające dzieci.
Wybór Vance’a na wiceprezydenta w przyszłym rządzie uchodzi teraz za kolosalny błąd Trumpa. Zapytany w Chicago, czy uważa, że Vance nadaje się na to stanowisko, Trump nie bronił go, nie wymienił żadnej jego zalety – można się było tego spodziewać. Powiedział tylko, że nie ma większego znaczenia, kto kandyduje na wiceprezydenta, bo Amerykanie głosują na prezydenta.