Dominique Pélicot (72 l.) zaproponował swojej żonie Gisèle udział w wymianach partnerów seksualnych (swapping). Kiedy odmówiła, postanowił zrealizować swoje fantazje mimo wszystko. Według materiałów odkrytych w toku śledztwa od 23 lipca 2011 r. do 23 października 2020 pan Pélicot zapraszał do swojego domu mężczyzn, którzy – pod okiem aparatu lub kamery – odbywali stosunki seksualne z jego żoną. Żonie podawał ogromne dawki lorazepamu, była nieprzytomna.
W sumie Pélicotów odwiedziło (niektórzy częściej niż raz) prawdopodobnie 83 mężczyzn w wieku od 22 do 67 lat. Pani Pélicot, nieświadoma niczego – choć zaniepokojona zawrotami głowy, problemami intymnymi i poczuciem tracenia kontaktu z rzeczywistością – została zgwałcona 92 razy.
Wyroki dla 49 gwałcicieli
Na podstawie zgromadzonych materiałów fotograficznych i wideo policja zidentyfikowała 54 potencjalnych sprawców, z czego dwóm nie udało się wystarczająco udowodnić czynu, jeden zmarł, jeden dostał zarzuty usiłowania gwałtu, a jeden – napaści o charakterze seksualnym. Pozostałych 49 usłyszało zarzuty gwałtu w szczególnie obciążających okolicznościach.
W czwartek 19 grudnia sąd wydał wyroki skazujące: Dominique Pélicot dostał 20 lat więzienia (maksymalny wymiar kary), jego „uczeń”, który odurzał własną żonę, aby mógł ją zgwałcić Pélicot, 13 lat. Wyroki pozostałych były nieco niższe od rekomendowanych przez oskarżenie 10 lat więzienia – sąd chciał w ten sposób podkreślić wyjątkowe okrucieństwo czynów Pélicota.
Wszyscy gwałciciele i niedoszli gwałciciele pochodzili z tego samego regionu co Pélicotowie; Pélicot porozumiewał się z nimi poprzez serwis internetowy coco.gg, na którym założył prywatny kanał „À son insu”, czyli „Bez jej wiedzy”. Oskarżeni zostali poddani testom psychologicznym – żaden nie wykraczał poza psychologiczną normę. Trzynastu doświadczyło w dzieciństwie lub młodości traumy seksualnej – w tym sam Pélicot, utrzymujący, że właśnie ona nie pozwoliła mu przyjąć odmowy i uruchomiła perwersyjną pasję (rodzina Pélicota nie potwierdziła, że zdarzenia, o których mówił, faktycznie miały miejsce). Trzynastu spośród oskarżonych mężczyzn miało na koncie sprawy kryminalne (sześciu związane z przemocą domową lub seksualną). Zdecydowaną większość stanowili „przykładni ojcowie rodziny”.
Czytaj też: Szokujące zdarzenie w szkole filmowej w Gdyni. Czy polskie prawo jest gotowe na #MeToo?
„To nie ja mam czego się wstydzić”
Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie to, że w lipcu 2020 r. 67-letni wówczas Dominique Pélicot został przyłapany w lokalnym supermarkecie na kręceniu filmików pod spódnicami kobiet. Zabezpieczone materiały zawierały znacznie poważniejsze sceny. W listopadzie 2020 śledczy poinformowali Gisèle Pélicot o swoich ustaleniach – po epizodzie załamania psychicznego wniosła o rozwód, który otrzymała pod koniec sierpnia br., na kilka dni przed rozpoczęciem procesu sądowego 2 września.
Zadecydowała też, że proces powinien być jawny (słynny cytat: „to nie ja mam się czego wstydzić”), choć prawo francuskie w przypadku gwałtu dopuszcza procedurę z zachowaniem anonimowości i za zamkniętymi drzwiami. Gisèle dopuściła również do użycia podczas rozprawy nakręcone przez byłego męża filmy i zdjęcia pokazujące sceny jej gwałcenia – była to odpowiedź na linię obrony jednego z podsądnych Jacques’a C., który twierdził, że nie był to gwałt. „Byłem przekonany, że ona się zgadza” – twierdził oskarżony.
Właśnie ze względu na tę linię obrony organizacje feministyczne zaczęły kampanię na rzecz zmiany definicji gwałtu poprzez dodanie do niej kwestii braku zgody – podobna reforma miała miejsce w Polsce w czerwcu. Okazało się, że w odczuciu wielu oskarżonych zgoda męża załatwiała sprawę zgody żony. „Panowie Każdy” („Messieurs Tout-le-monde”, jak ich ochrzciła Agence France-Presse) bezrefleksyjnie powielali feudalne stereotypy o tym, że żona stanowi coś w rodzaju własności męża. Gwałt małżeński zaczął być karany we Francji dopiero wraz ze słynną reformą z 1980 r.
W Polsce co prawda karalność tego przestępstwa wprowadzono wcześniej, bo po II wojnie światowej, ale jak mówiła adwokatka Kamila Ferenc w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, nie znaczy to, że policja czy prokuratorzy ten problem widzą: „Nawet jeśli przy okazji wykrycia innego przestępstwa pokrzywdzona mówi też o gwałtach, których doznawała od męża, partnera, konkubenta. (…) W powyższej sytuacji prokurator powinien natychmiast wszcząć oddzielne postępowanie – to oddzielna kwalifikacja prawna czynu. Tak się jednak nie dzieje. Gwałt pozostaje tłem, jednym z wielu elementów zeznania ofiary”.
Czytaj też: #MeToo na Harvardzie. Trzy studentki pozywają uczelnię za bierność
Zmiana definicji gwałtu nie wystarczy
Środowiska feministyczne mają nadzieję, że wprowadzenie do definicji gwałtu przesłanki braku zgody pozwoli na skuteczniejsze zgłaszanie, ściganie i sprawiedliwe sądzenie spraw o gwałt (dziś szacuje się, że ze względu na trudności dowodowe i problematyczny dla poszkodowanych tryb ścigania zgłaszanych jest zaledwie kilka–kilkanaście procent zdarzeń tego typu). Niestety nie wszyscy podzielają ten optymizm. Podczas debaty we francuskim Senacie adwokatka Laure Heinich mówiła, że byłaby to zmiana kosmetyczna: „Prawo nie zauważa i nie szanuje ofiary. Rolą urzędnika jest unikanie zadawania pytań o zgodę, zaś rolą adwokatów oskarżonego jest – jeśli to pytanie padnie – upieranie się, że »tak, absolutnie się zgodziła«. Dodanie kwestii zgody do prawnej definicji gwałtu niewiele tu zmieni, oskarżeni wciąż będą się upierać, że »przecież się zgodziła«. Nie posunie nas to naprzód”.
Co zmieni proces Pélicotów? – Tę sprawę należy widzieć nie jako fakt odosobniony, ale alarmujący sygnał na temat systemowej przemocy seksualnej i kultury gwałtu. Mit śpiącej kobiety, którą można zgwałcić, nawiedza bowiem naszą cywilizację już od starożytności, powraca w romantyzmie, a w kulturze popularnej utrwala go choćby opowieść o Śpiącej Królewnie. Zasada męskiej dominacji seksualnej ciągle określa powszechny obraz seksualności, który organizuje życie społeczne i zbiorową wyobraźnię – mówi mieszkająca we Francji i w Belgii, związana z Kongresem Kobiet dr Agata Araszkiewicz. – Kobiety ciągle są terenem męskiej ekspansji seksualnej, zachowania przemocowe wobec kobiet – patrz: Trump – nie dyskredytują publicznie, a raczej potwierdzają afirmację „prawdziwej męskości”. Potrzebujemy radykalnie nowych etyczno-seksualnych wzorów myślenia i nowych sojuszy. Dużo pracy należy do samych mężczyzn, reszta do sektora odpowiedzialnego za edukację i prawo, a tak naprawdę do całego społeczeństwa.